8 wrz 2018

Późne lato niedaleko Lublina

Data: 8 września 2018
Trasa:
Niedrzwica Duża - Prawiedniki
Długość trasy: 17 km

Tym razem wybraliśmy trasę blisko Lublina z szybkim dojazdem szynobusem. Przez trwający ciągle remont torów na różnych odcinkach wcale nie jest łatwo wybrać się gdzieś pociągiem i możliwości zostały mocno ograniczone. Na poniższym zdjęciu widać, że pies w pełni akceptuje grupę jako stado, w dodatku z wzajemnością.
Czy widzicie ten uśmiech?

Przyznam, że wyprawy z psem nie są do końca bułką z masłem. Po pierwsze muszę wstać pół godziny wcześniej, żeby zapewnić psu spacer przed podróżą. Po drugie - sobie mogę spakować byle co, psu muszę zapakować wszystko co trzeba, a ja słabo kojarzę o 6 rano :) Po trzecie - Bigos plus ekscytacja równa się ciągnięcie na smyczy, co bywa męczące. Ale nie wyobrażam sobie trzymania psa cały czas w domu. A ta jego radość...

No i dojechalimy do Niedrzwicy Dużej.

Po krótkiej wizycie w sklepie, gdzie zostały zakupione świeże babeczki z dodatkami, ruszyliśmy w pola.

Przydrożne gruszki okazały się wybitne w smaku.

Żółciak siarkowy w pełnym słońcu.

I znalezisko.

Robimy postoje na kawę, ciastka, kanapki.

Pies pałęta się w poszukiwaniu nowych doznań.

Mam nowy plecak.


Powoli zacierają się wszelkie ślady lata, choć temperatura nadal bajeczna.


Mkniemy przez pola i lasy z mniej więcej tylko określonym celem.

Dłuższy postój na skraju lasu. Palimy niewielkie ognisko i zajadamy przyniesione z domu rarytasy. Poniżej sałatka w moim wykonaniu, ostatnio eksperymentuję kulinarnie, tworząc potrawy bezmięsne.

Poniższy obrazek przedstawia proszącego o kaszankę psa.

Trafił na wyjątkowo podatnych na sugestie osobników.

Dawno nie był tak nażarty.

W podgrupach toczą się dyskusje na różne tematy.

Lub też rozwija się niczym nieskrępowane leżenie na trawie.



Ale czas wreszcie ruszyć się z poziomu ziemi.

Na tej trasie jesteśmy dosyć często.


Napotkany kotek nie bardzo chciał bawić się z Bigosem.

Nad głowami pojawiło się kilka obiektów latających. Podobno w Kazimierzu Dolnym tego dnia odbywały się pokazy, więc może to dlatego.


Kapliczka sprytnie ukryta wśród liści.

Miejscowy kundel obszczekał towarzystwo.

Ta droga najbardziej spodobała się Krzyśkowi.

Ostatni lasek na dzisiejszym odcinku, tuż przed Prawiednikami.

Nie jestem w stanie odgadnąć ukrytej treści tej tabliczki.

Dochodzimy do Bystrzycy.

Akurat kończy się jakiś spływ, a wiadomo, że skoro spływ, to znaczy że zaraz spotkamy Szymka albo Radka. Tym razem był to Radek, więc zamieniliśmy kilka słów.

W tym miejscu trzeba przenosić kajak na drugą stronę drogi.

I dochodzimy do Baru pod Pstrągiem. Jak zwykle jest sporo ludzi, ale nie dziwota, bo ryby mają tu wyśmienite - mają własne stawy, z których zresztą samemu można wyłowić sobie rybkę na obiad.



Pies zmęczony ładuje się na kolana - a konkretnie to na parę kolan, żeby mieć kontakt z jak największą ilością osób.

Stąd już tylko 500 metrów do przystanku, z którego autobus kursuje w moje okolice.

Przypominam sobie, że rok temu o tej porze też mieliśmy rajd z taką pogodą. Jednak wtedy bardzo mocno przeżywałam coś w sobie - na szczęście wszystko, co złe, mija z upływem czasu.

3 komentarze:

  1. 1. Dobrze jest czytać wpis na Facebooku i na blogu - widać różnice w tekście.
    2. Jak pies się tak będzie rozciągać, żeby mieć kontakt z możliwie dużą ilością ludzi, to zmieni się w jamnika turystycznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo to on się zmieni w sępa turystycznego.

      Usuń
  2. Duży luz, moja Aura także gotowa jest zaprzyjaźnić się z każdym kto ma coś do jedzenia ;)

    OdpowiedzUsuń