Trasa: Łążek Ordynacki - Imielty Ług - Łążek Or. (Lasy Janowskie)
Długość trasy: 17 km
Rzadko kiedy jeździmy w Lasy Janowskie - to 100 km od Lublina. Rzadko kiedy na łażenie wybiera się z nami Ignac. Tym razem było inaczej. Namówiłam go na wycieczkę i wykorzystaliśmy okazję na nieco dalszy wyjazd. Lasy Janowskie są piękne zwłaszcza o tej porze roku, a gdzie konkretnie w te lasy pojedziemy, to już ustaliliśmy po drodze (ja, Krzyś i Marysia, Ignac prowadził auto). Wybór padł na Rezerwat Przyrody Imielty Ług.
Zaparkowaliśmy w Łążku Ordynackim. Pierwsza niespodzianka - w tym miejscu nie było asfaltu! Jak powiedzieli nam miejscowi grzybiarze - położony został zaledwie trzy tygodnie temu. Nieco zgrzytając zębami, ruszyliśmy. Trochę zastanawialiśmy się, po co w takim miejscu asfalt. Dla łatwiejszego dojazdu rodzin z dziećmi? Możliwe. Jednak odgłos ścinania drzew i "ciężki" sprzęt przejeżdżający nam koło nosa rzuciły trochę światła na tę kwestię.
Znacie takiego grzyba? To płachetka kołpakowata - regionalna nazwa chuchułka, a mnemotechniczna do łatwiejszego zapamiętania - chuchujka. Zaprezentowali go nam wspomniani już grzybiarze.
Jak wyczytałam na stronie Green Velo: "Szlak Glinianych Garnków to trasa rekreacyjna, wytyczona przez Nadleśnictwo Janów Lubelski. Liczy nieco ponad 20 km i w całości prowadzi przez rozległy, zwarty kompleks Lasów Janowskich. Nazwa szlaku jest nieco myląca, ponieważ zdecydowanie dominującym motywem na trasie są aspekty gospodarki leśnej, przyrody i ochrony lasu. Zaś gliniane garnki zobaczyć możemy w niedalekiej wsi Łążek Garncarski, gdzie do dziś praktykuje się to tradycyjne rzemiosło. Nie leży ona jednak na szlaku".
Zostawiamy szlak rowerowy i włazimy w las.
Jesień dopiero zaczyna stawiać pierwsze kroki.
Dziś ja biorę na siebie prowadzenie trasy, bo zapaleni grzybiarze w osobach Marysi, Ignaca i Krzyśka patrzą wyłącznie pod nogi i na boki. Wodząc nosami po ścieżkach, dochodzimy do rezerwatu. Imielty Ług jest rezerwatem wodno-torfowiskowym, w skład którego wchodzą bagna, stawy leśne i lasy. Powierzchnia rezerwatu wynosi 802 ha.
Nazwa prawdopodobnie pochodzi z okresu rozbiorów Polski i w tłumaczeniu z rosyjskiego oznacza „rozległe bagno".
Rzeczywiście w tym roku grzybów jest zatrzęsienie.
Urocza kapliczka św. Franciszka.
Bóbr zrobił na mnie największe wrażenie.
Wieża widokowa.
Porównując ze zdjęciami w internecie - chyba trafiliśmy na niezły poziom wody.
Na terenie rezerwatu można zaobserwować żurawia, orła bielika, kaczkę krzyżówkę, jastrzębia, rybołowa, łosia, piżmaka, wilka szarego i wiele innych ptaków i ssaków.
Łącznie stwierdzono w rezerwacie 140 gatunków grzybów, ponad 70 gatunków porostów, ponad 100 gatunków mszaków i ponad 300 gatunków roślin naczyniowych. Z tej olbrzymiej ilości roślin 16 jest pod ścisłą ochroną (np. wawrzynek wilczełyko), a 11 pod częściową.
Pogoda dopisała, jest słońce, ale i nieco zimny wiatr.
Odchodzimy od wieży i wracamy tą samą drogą. Odbijamy na chwilę na jeszcze jedną ścieżkę.
A potem już od rozstaju szlaków idziemy na groblę przecinającą staw na dwa zbiorniki o nazwach Imielty Ług i Radełko. Trochę obawiamy się, czy da się nią przejść, ale skoro jest zaznaczona na mapie jako szlak, to nie może być źle.
I nie jest. Wąsko, ale sucho, choć gdzieniegdzie na drodze napotykamy dziury i powalone drzewa - działalność bobrów.
Staw jest zjawiskowy.
Powoli będziemy opuszczać rezerwat.
Najwyższy czas, bo grzyby proszą o zbieranie.
Jeśli ktoś wie, czy to po prostu wylinka, czy też coś się tu więcej wydarzyło - to proszę o wyjaśnienia.
Ktoś tu zjadł zęby...
Obeszliśmy staw dookoła.
Oznaką jesieni zamiast kolorowych liści okazały się klucze odlatujących żurawi.
Kolejna dzisiejsza niespodzianka. Okazuje się, że we wrześniu nie tylko położono asfalt, ale i postawiono pamiątkowy pomnik w 100 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
Idziemy drogą, która od pierwszego rozbioru Polski stanowiła granicę między Rzeczpospolitą a Austrią, a po trzecim rozbiorze granicę między carską Rosją a Cesarstwem Austro-Węgierskim. Moim zdaniem to bardzo ciekawa i udana inicjatywa.
Ciągle zapominamy, że dzień staje się coraz krótszy. W lesie robi się zimno i ciemno.
Przyspieszamy więc kroku i wychodzimy na drogę, która zamyka nasze dzisiejsze kółeczko.
"Po prostu jesień: dużo piękna, trochę smutku" (J. Broszkiewicz).
Spodobała mi się ta kapliczka.
Byliśmy tu kilka godzin wcześniej, po "naszych" grzybiarzach nie było już śladu.
Ktoś tu jutro będzie miał trochę roboty... I dodam, że nie ja...
Nasza dzisiejsza trasa.
Kapitalna trasa z urodziwymi miejscami.
OdpowiedzUsuńI ma nadzieję, że Bigos nie dostał wafelka - słodycze to śmiertelna trucizna dla psów. Działa powoli, ale skutecznie.
Trochę dostał, przyznaję, ale to się zdarza bardzo rzadko. Oczywiście nie taki z czekoladą.
UsuńWygląda że jakiś bystrzak zaskrońca przejechał...
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce, bajkowe. Kolejny raz czytam o tym upamiętnieniu granic zaborów i jakoś taj stale nie mogę się tam wybrać.
Ciekawią mnie takie miejsca, styki granic dawnych i obecnych. Podobnie jak źródła rzek.
UsuńWszystko super, wszystko fajnie, ale w w rezerwatach przyrody zrywanie roślin i zbieranie grzybów jest zakazane! Polecam zapoznać się z zasadami użytkowania rezerwatów - https://przygodyprzyrody.pl/zasady-uzytkowania-parkow-narodowych/
OdpowiedzUsuńWszystko super, wszystko fajnie, ale grzyby zbieraliśmy poza rezerwatem, co jest wyraźnie napisane w tekście, cytuję: "powoli będziemy opuszczać rezerwat. Najwyższy czas, bo grzyby proszą o zbieranie". Lasy Janowskie to nie tylko rezerwat, a umiejętność czytania ze zrozumieniem jest równie ważna co znajomość regulaminów. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń