19 sty 2020

IV Zimowy Maraton Świętokrzyski

Data: 18 stycznia 2020
Trasa: Korzecko / ECEG - G. Rzepka - Bolmin - G. Czubatka - G. Bolmińska- Jaskinia Piekło Milechowskie - G. Miedzianka - Polichno - Jaskinia Piekło Skibskie - Chęciny - Góra Zamkowa - Korzecko
Długość trasy: 48,5 km

O Zimowym Maratonie Świętokrzyskim napisano już chyba wszystko. To najlepsza impreza marszowo-biegowa we wszechświecie, co potwierdzić mogą nawet przybysze z innych planet, którzy pokonali wyznaczony dystans z prędkością światła. To już nasz trzeci zimowy maraton. Przyjechaliśmy tym razem w składzie: Gosia, Wanda, Radek, ja i Bartek, nowy kompan do wędrówek.
Trasa maratonu (ze strony organizatora)
Po drodze tradycyjnie zaplanowaliśmy krótkie zwiedzanie. Najpierw zajrzeliśmy do Iłży na kawę i ciastko.


Zamek i Izbę Leśmiana zwiedziliśmy poprzednim razem.

A potem zatrzymaliśmy się w Kielcach.
By zwiedzić Muzeum Zabawek i Zabawy. Gmach, w którym obecnie znajduje się muzeum, powstał w 1872 roku.

Zdjęć zrobiłam mnóstwo, ale tu tylko parę na zachętę. W muzeum można obejrzeć zabawki historyczne, etnograficzne, współczesne. Najstarszym eksponatem jest niemiecka lalka woskowa z końca XVIII wieku. Są misie, lalki, gry, domki dla lalek, mebelki, książeczki i wiele, wiele innych.


Bohaterowie dzieciństwa


Chwila spaceru po Kielcach, oczywiście najładniejszą ulicą Sienkiewicza. Mam wrażenie, że na tych wyjazdach głównie jemy - tym razem sprawdziliśmy dania w barze Chochla. Polecamy.


I ostatni etap piątkowej podróży - ECEG w Korzecku. Miejsce noclegu, startu i mety maratonu.

Chwila na zakwaterowanie i ruszamy w miasto. Widoki z Góry Zamkowej w Chęcinach są równie godne uwagi, jak sam zamek.


Nie omieszkaliśmy odwiedzić pizzerni, ale tym razem nie jedliśmy.
foto od Radka
Wracając do Korzecka, spotkaliśmy grupę oprowadzaną przez Dominika Kowalskiego, jedynego przewodnika, który potrafi wyrwać ludzi w ciemną i zimną noc z ciepłych pokojów. W dodatku nie protestują.

W holu trafiliśmy właśnie na rozpakowywanie pudeł z medalami.
Dwa nietoperze - symbol dwóch jaskiń na trasie maratonu.

Magdalena uwiecznia każdą chwilę maratonu
A Beata podziwia misterne wykonanie medali.
Późny wieczór to ostatnie sprawdzanie ekwipunku, herbata, odpoczynek. Analiza trasy, ile podejść, gdzie punkty kontrolne, żywieniowe... Ile asfaltu, ile lasu.

Sobota rano. Hol tętni życiem. Dużo śmiechu, powitań ze znajomymi znanymi z innych maratonów. Przyjechali ze wszystkich województw! Trwa jeszcze odbieranie numerów startowych. Atmosfera gorąca jak w samym piekle, które zresztą (a nawet dwa) będziemy mijać po drodze.

Jeszcze krótkie informacje od Pawła, grupowe zdjęcie, dźwięk gongu i można zaczynać. Jest 7.30.
foto Olga Pierzak

Na horyzoncie zamek w Chęcinach. Mamy do niego tylko 47,5 km.

Mocny akcent na początek. Góra Rzepka. Radek z Wandą wolą chyba tego nie widzieć.

Mamy stąd widok na Korzecko.

I mknących uczestników.

foto od Radka

Na dole łapią nas obiektywy. To niestrudzeni fotografowie maratonowi, którzy wydają się być wszędzie na trasie. Jak oni to robią?
foto Zbyszek Borowiec
foto Magdalena Sedlak
Idzie i biegnie sporo piesków.
Pogoda jakże inna od tej ubiegłorocznej. Nie ma śniegu, mróz niewielki.

Las prawie że jesienny.

A my powoli zbliżamy się do pierwszego punktu kontrolnego.  Bolmin, na 11,5 km.

foto Patryk Ptak

Znak na zetknięciu się odcinków maratonowych był prawdopodobnie widziany z Kosmosu.
Wandę ciężko dogonić
 I tu wypada wtrącić słówko na temat oznaczenia trasy. Jednak żadne słowa nie wyrażą mojego uznania. Strzałki, wstążki, odblaski... śmiało można było nie patrzeć na mapę ani ślad GPS. Po prostu nie dało się zgubić.
W szkole podstawowej w Bolminie zgłaszamy przybycie, dziurkujemy nasze numery startowe i chwilę odpoczywamy. I jemy zupę. A jak wiadomo - pomidorówka jest jak dobra kryjówka. Bo też jest dobra :D

Ale czas na nas. Troszkę asfaltu.

A w miejscach, gdzie przecinaliśmy jezdnię - patrole policji, które czuwały nad bezpieczeństwem uczestników. (Nie wiem, co myśleli o nas - wariatach).


Wyglądają na zadowolonych.
Trzeba pamiętać o uzupełnianiu płynów.

Czubatka. Bardzo ciekawa ścieżka po skałkach i zaroślach. Aż się chce tam wrócić.
Mam wrażenie, że pieski czuły się tam pewniej. Foto od Radka
Ale następny etap zrobił jeszcze większe wrażenie.

Najpierw genialny wąwóz.


A potem podejście na Górę Bolmińską z Jaskinią Piekło.

No dało nam trochę popalić, nie powiem, że nie. Ale widoki - ekstra.
foto od Radka

Przed nami Miedzianka. Duuużo małych ludzików na górze.

W drodze na Miedziankę.

Trochę wysiłku...
Foto Nieustrudzony Zbigniew Borowiec
...i już jesteśmy na górze. Widoki trochę za mgłą.

W drogę - już chyli się horyzont
Przyznaję się - kawałek zjechałam z góry na tyłku. Gdyby nie kijki - pewnie miałabym wszystko w gipsie. Kolejny punkt kontrolno-żywieniowy. Muzealna Izba Górnictwa Kruszcowego w Miedziance (28,3 kilometr). Widać gotującą się w kotle herbatę Prezesa, który choć nieobecny ciałem, kibicował wszystkim duchem.
Bartek myśli już o przekąskach
Po odpoczynku dalej w drogę. Chciałam w tym miejscu uprzejmie zapytać Radka, kiedy natrzaskałeś tyle zdjęć?
foto od Radka
foto od Radka, moje ulubione
Trzeci punkt, tym razem samoobsługowy.
Kasować też trzeba umić.
Czwarty punkt: kontrolno-żywieniowy. Polichno. 38,3 kilometrów za nami.

Tu słówko o punktach żywieniowych. Już ktoś z uczestników kiedyś powiedział, że na maratonie można przytyć. Święta prawda! Suszone owoce, kabanosy, ser żółty, ciasteczka, tutaj też druga zupa. Do tego kawa, herbata, cola. A wszystko cały czas uzupełniane przez uwijających się niczym mrówki wolontariuszy.


Niestety, jeden z piękniejszych odcinków pokonywaliśmy po pierwsze po ciemku, po drugie - w mżawce. Stokówka. Te pionowe kreski to deszcz.

Ale jest po co wracać. Piąty punkt kontrolny, a drugi samoobsługowy. Jaskinia Piekło Skibskie.
foto od Radka
 I na ostatek Góra Zamkowa w Chęcinach. 47,5 km. Jakoś wleźliśmy.
foto od Radka
Chwilę po przekroczeniu mety. Zmęczeni, ale szczęśliwi.

Nie był to koniec atrakcji tego dnia. Po odpoczynku zeszliśmy z powrotem na stołówkę.

Bo na scenie już rozgrzewał się zespół Leniwiec.

Zespół, którego kawałek "Droga" został oficjalnym hymnem imprezy wybranym drogą głosowania przez uczestników.


Szaleliśmy, jakby tych prawie 49 km w nogach w ogóle nie było. Organizatorzy też ruszyli w tany.

Ale przy takiej muzyce nie da się inaczej.


Niedziela. Czas gali i pożegnań.

Europejskie Centrum Edukacji Geologicznej. Przyjedźcie tu. Świetne miejsce.


Gala medalowa. Wyczekiwana przez wszystkich. To niesamowite, jaką imprezę (dla pięciuset osób) można zrobić, gdy współpracują ze sobą PTTK (Oddział w Kielcach), który w tym regionie naprawdę działa niesamowicie, władze gmin i województwa. Ale to się samo nie robi. Przygotowanie trasy, bezpieczeństwa, punktów żywieniowych, mapki, oprawy medialnej, wreszcie pozyskanie sponsorów (grubo ponad dwudziestu!) to wielomiesięczna praca wielu ludzi. Można tylko zazdrościć zapału i podziwiać.

Jeszcze jedna niespodzianka - film z pozdrowieniami od prezesa zarządu oddziału PTTK Kielce - Marcina Marciniewskiego.


W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze do Dworu Starostów Chęcińskich.

Dwór obronny z początku XVII wieku, zbudowany na rozkaz starosty chęcińskiego Jana Branickiego. Jest co podziwiać. Oprócz pięknej bramy barokowej, bardzo zgrabnego ogrodu, alei lipowej i oczywiście samego dworu - mamy tu też widok na zamek w Chęcinach.







Lipy Marysieńka i Jan III Sobieski

To co, do zobaczenia na V Zimowym Maratonie Świętokrzyskim? Jak nie, jak tak.

4 komentarze:

  1. Świetna relacja. Poczułem się jakbym szedł jeszcze raz... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, pięknie. same znajome miejsca. Nawet to samo fotografujemy. :)
    Już sprawdziłam, gdzie jest bar Chochla. Trzeba tam zajrzeć.
    No i narobiłaś ochoty na Czubatkę i Stokówkę. Dawno już tam nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny opis sprawiający, że chciałoby się tam być. Ale żeby tańczyć po maratonie. Widać moc jest z wami.Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dziwię się że tak trudno się nań zapisać...

    OdpowiedzUsuń