Data: 21 kwietnia 2018
Trasa: Parczew - Gródek
Trasa: Parczew - Gródek
Długość trasy: 18 km
Chciałam spędzić dzień z Bigosem, a najłatwiej z psem dojechać gdzieś pociągiem. Zdecydowałam się zatem na trasę, która nie wypaliła z okazji topienia marzanny. Okazało się, że i inni postanowili spędzić dzień w ten sposób. Pogoda dopisała aż za
bardzo, słońce prawdziwie letnie. Największym utrapieniem okazały się jednak
kleszcze.
Do Parczewa na końcowy przystanek przyjechaliśmy pociągiem.
Najpierw udaliśmy się do piekarni po drożdżówki "z morelo", ale tym razem ich nie było. Zaczęliśmy zatem nasz dzisiejszy marsz z kruchymi ciastkami.
Nie wiedziałam, że jest tu huta szkła gospodarczego, może kiedyś będzie okazja wstąpić.
Niemal od razu towarzyszy nam rzeczka o wdzięcznej nazwie Piwonia.
Może kiedyś uda się tu popłynąć.
Wchodzimy do wsi Koczergi. Kiedyś był tu sklep ze starą wagą, obecnie już zlikwidowany. Szkoda. Ale za to są bociany.
Pierwszy postój zaraz za wsią. Bigos szybko zaczął męczyć się słońcem. Trochę mnie to martwi.
Prawie cała ekipa, Krzysiek robi zdjęcie.
Dłuższy odcinek idziemy przez pola.
Glinny Stok. Stara aleja.
Tu
kiedyś był dwór z drugiej połowy XIX w. Należał do rodziny Zaorskich,
podobnie jak cały okoliczny majątek - Siemień, Wierzchowiny, Tulniki,
Wólka Siemieńska i Brwinów. Dwór jest, ale chyba w zmienionym kształcie.
W rękach prywatnych.
Nadal Piwonia, która zaraz wpadnie do Tyśmienicy (dopływ Wieprza).
W trawach w tym roku zatrzęsienie kleszczy.
A to już Tyśmienica.
Tym razem gulasz rumuński, szeklerski, a może transylwański. Jego tajemnym składnikiem, który odróżnia go od innych, jest kiszona kapusta.
Selfiaki musimy jeszcze poćwiczyć.
Biedny Bigos, cały czas oblepiały go kleszcze, które pracowicie ściągałam. Ale może i krople, i obroża przeciw kleszczom działały o tyle, że koniec końców w domu znaleźliśmy "tylko" 9 wbitych. 6 zdechłych i 3 żywe. Z sierści ściągnęłam ponad 30.
Pichci się. Kucharzą jak zwykle Maciek z Jędrkiem.
ja i Gosia.
Krzyś i Janusz.
Spędziliśmy w tym miejscu ze dwie godziny.
Ostatnie mieszanie łyżką.
Za trawami kryje się staw Siemień.
Idziemy wzdłuż Siemienia i Tyśmienicy.
Jest gorąco jak w samym piekle.
Piękny!
Tyśmienica.
Rozlewisko Tyśmienicy i stawu Dobosz.
Dobosz. Wieje, więc i fale niczego sobie.
Łabędź się tym zbytnio nie przejmuje.
Błotniak stawowy.
Pies przechodził z rąk do rąk, na szczęście jest bardzo grzeczny.
Groblą po prawej będziemy zaraz iść.
Widać most kolejowy na Tyśmienicy.
Kończymy w Gródku. Mamy jeszcze 40 minut do pociągu, więc zalegamy na trawie.
Smakuj życie na Lubelszczyźnie.
Cała trasa, łącznie prawie 18 km.
Bigos bardzo fotogeniczny.
OdpowiedzUsuńI czy to nie jest nierozsądne zalegać w trawie, w której tyle kleszczy? ;)
Niestety ten rok chyba będzie prawdziwą zmorą, jeśli chodzi o te stworzenia. Widzę, że i na osiedlu pełno kleszczy w trawie, trzeba będzie pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach.
UsuńMoja Aura też nie zrzuciła jeszcze podszerstku i teraz "gotuje" nawet leżąc w ogrodzie. Rano ją na przebieżki zabieram, ale w poludnie siedzi na tyłku nawet jak ja gdziej jadę rowerem, bo szkoda psa zamęczyć. Po lasach nawet sobie radzi,ale myślę zewotwartym polu dostala by w kość. A sierść ma trzy razy dłuższą od twojego Bigosa.
OdpowiedzUsuńTereny piękne i malownicze, pozazdoscic wypadu i ekipy.
Pozdrowienia dla Was wszystkich.
Gdy braliśmy Bigosa ze schroniska, to chorował na oskrzela i niestety obawiamy się, że ma to wpływ teraz na jego szybkie męczenie się. Może konieczne będą badania "wydolnościowe", choć to może śmiesznie brzmi w przypadku psa, ale po co ma się męczyć, jeśli można by mu jakoś pomóc? Pozdrowienia ekipie przekażę przy najbliższej okazji, dziękuję.
Usuń