Trasa spływu w sobotę: Gutarzewo (jaz) - Joniec
Rzeka: Wkra
Długość spływu: 21 km
I stało się. Po licznych, ale w sumie niezbyt długich obradach, udało się ustalić termin i miejsce zlotu naszego wodnego forum. Jeden przyświecał nam cel, jak śpiewał klasyk w piosence. Poznać dotąd niepoznanych, spotkać się z dawno niewidzianymi lub z niedawno widzianymi, wspólnie popływać i pobiesiadować. Jako że spotkaliśmy się w Jońcu w piątek wieczorem - zaczęliśmy od tego ostatniego.
Rozmach zawartości kociołków niejednego zadziwił.
I ucieszył.
Bigos trochę nie umiał odnaleźć się w tłumie.
Biesiada trwała do późnych godzin nocnych, ale było co opowiadać.
Sobotni ranek zastał nas mglistymi i odwrotnie.
Dzięki pomocy w sprawach logistycznych miejscowej wypożyczalni udało się nam szybko zebrać i dojechać na start w Gutarzewie.
Zaczęliśmy przy jazie.
Sharany:
Włodek i Dzidka w swojej Pirh-ani.
Predator:
Czołg:
Było mglisto, ale przedzierające się słońce tworzyło niezwykły krajobraz.
Wkra. Płynęłam już na wyższym odcinku, ale w letniej scenerii. Jesienny krajobraz daje inne wrażenia.
Trochę może za mało jesiennych kolorów.
Dopływamy do Sochocina.
Poniżej próg, którego nie zdecydowałam się spływać. Reszta spłynęła z powodzeniem, tylko Dzidka z Włodkiem zaliczyli małą wywrotkę.
Pierwszy postój.
Maciej z żoną:
Rzeka jakoś może nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ale zdarzały się odcinki mniej i bardziej urokliwe.
Akurat na tym etapie rzeka jest bardzo spokojna.
Czołg i Damian:
Tak jak wspomniałam, niektóre miejsca na trasie robiły większe wrażenie.
Och, zdarzają się takie, zdarzają :D
Takie miejsca bardzo lubię.
Ptaków mało na trasie, trochę łabędzi i parę kaczek. Taka pora roku, co robić.
Za to kozy są - w elektrowni wodnej w Bolęcinie.
Powyżej elektrowni do Wkry wpływa rzeka Płonka.
Mat i Sikor:
Pod koniec spływu zaczęło mi się robić lekko chłodniej.
Stary młyn w Jońcu.
Spływ zakończyliśmy przy przystani Mrzonka w Jońcu, a więc przy naszym obozowisku.
I wypróbowywanie innych kajaków. Na zdjęciu Sharan w moim heliosie.
A potem kolejne biesiadowanie do późna.
Bigos został maskotką zlotu.
A my z Ignacym, Włodkiem i Dzidką pojechaliśmy jeszcze odwiedzić koleżankę Ewę mieszkającą w tej części kraju.
Udany zlot, udany spływ. Bardzo fajnie, że udało nam się doprowadzić do takiego spotkania forumowiczów.
Pozostaje zagadką, jak Bigos spędził ten dzień. Bo na kajaku go nie widać. Czekał na brzegu?
OdpowiedzUsuńCzekał ze swoim panem u naszych znajomych.
UsuńTakie spotkania to chyba wszystkie kluby aktywnych miały pod koniec roku - u nas i biegacze i rowerzyści i wędrowcy i morsy (niekiedy wszystko na raz) Ale było co wspominać - choć najważniejsze to plany na przyszłość. Jak nam wszystkie wypalą to nie nadążę z wypisywaniem tego nas blogach.
OdpowiedzUsuń