18 lis 2018

Małopolska Droga Św. Jakuba - Sztombergi - Wiślica

Data: 16-18 listopada 2018
Trasa: Sztombergi - Wola Żyzna - Szczaworyż - Wiślica
Długość trasy: 64 km


W tamtym roku udało nam się z Marysią przejść odcinek Małopolskiej Drogi św. Jakuba na trasie Sandomierz - Sztombergi. Potem zdecydowałyśmy się na kawałek drogi lubelskiej Annopol - Sandomierz (w towarzystwie Radka, Ewy i Wojtka). Teraz znów zaczęłyśmy myśleć o kontynuacji odcinka małopolskiego. Najtrudniejszą sprawą do ogarnięcia okazała się logistyka. Dwa dni wiszenia na telefonie, szukanie noclegów i kombinowanie dojazdów. Zdecydował się z nami pojechać samochodem Radek, dzięki czemu przynajmniej dojazdy zaczęły nabierać jaśniejszych barw. 

16 listopada, piątek
Pierwszy nocleg udało nam się zarezerwować w winnicy Avra w Woli Żyznej. 
Rano z Marysią ruszyłyśmy busem z Lublina do Kraśnika i tam spotkaliśmy się z Radkiem, który jechał od strony Zamościa. Razem już pojechaliśmy do Woli Żyznej. Tam spotkał się z nami właściciel winnicy, który zostawił nam klucz do domu, gdzie mieliśmy spać, po czym zawiózł nas na miejsce startu. W ten oto sposób bez żadnych logistycznych problemów dotarliśmy do Sztombergów, po drodze zyskując wiedzę na temat produkcji wina w Polsce. Na tym przystanku we wrześniu poprzedniego roku zaczynałyśmy z Marysią swoje pierwsze spotkanie z Drogą Jakuba.

Ruszyliśmy. Mimo prognoz - zresztą jak zwykle - pogoda była dla nas łaskawa. Idąc Drogą Jakuba, trzeba się nastawić na dłuższe odcinki asfaltowe. Póki co szlak wydaje się dobrze oznaczony.

Las w listopadowych barwach.

Okazało się, że w mojej aplikacji mapy.cz na mapę naniesiony jest szlak jakubowy, dzięki czemu nawet na rozstajach, gdzie oznakowanie jest problematyczne - wiemy, gdzie skręcić.

Na przykład w tym miejscu na drzewie strzałka i muszla pod nią jest właściwie narysowana, ale co w takim razie robi tutaj ta boczna muszla skierowana w lewo?
Ten fragment lasu podoba mi się szczególnie. Jest bardzo cicho. Nie mijamy nikogo.
Po konsultacji na grupie tematycznej wiem już, że ten dziwny grzyb to może być przemarznięty mleczaj chrząstka.


Dochodzimy do Woli Osowej, przed tym opuszczonym domem zrobimy sobie przerwę śniadaniową.



W Woli wita nas osiołek.

A my przechodzimy przez kolejną wieś, Jasień, i kierujemy się w stronę doliny rzeki Czarna Staszowska. Towarzyszą nam różne małe i większe wiejskie kundelki.

Bardzo fajnie zawieszony znak, widoczny z daleka. Tu trzeba skręcić w prawo.


Na horyzoncie widać już Kotuszów. W dole płynie Czarna.

Most na Czarnej Staszowskiej przed wsią Kotuszów. Ławeczki po prawej zachęcają do odpoczynku.

Sympatyczna rzeka, chociaż obecnie płytka.


I cóż to jest ta droga? La strada, jak to mówią. (E.Stachura, Siekierezada)

W Kotuszowie niespodzianka, wspaniale kwitnące, mieniące się żywymi kolorami róże. Może to nowa listopadowa odmiana?...

Kościół pw. św. Jakuba Starszego w Kotuszowie. Barokowa świątynia rzymskokatolicka ufundowana przez Krzysztofa Lanckorońskiego i wybudowana w 1661 r., w miejsce drewnianej budowli, która spłonęła w pożarze. Przy drzwiach dobrze widoczna muszla Jakuba.


W Kotuszowie zauważyliśmy sporo miejsc noclegowych w prywatnych domach, domyślamy się, że właśnie stworzonych specjalnie dla pielgrzymów jakubowych.

Do Krakowa nie tak znowu daleko. Na pewno kiedyś dojdziemy.


Odcinek prowadzący do Szydłowa wiedzie nas drogą asfaltową przez sam środek sadów ciągnących się po horyzont we wszystkie strony. Zbierający jabłka gospodarz częstuje nas jabłkami, okazują się twarde, słodkie i smaczne.

I w końcu dochodzimy do Szydłowa, w którym chcemy zrobić dłuższy postój, aby trochę pozwiedzać. Szydłów nazywany jest polskim Carcassonne ze względu na mur obronny, będący pozostałością po zamku wzniesionym w XIV wieku na polecenie Kazimierza Wielkiego. Według legendy nazwa związana jest ze zbójem o imieniu Szydło. O czym za chwilę.
Wchodzimy do "grodu" przez jedną z bocznych bramek w murze.

Rzeczywiście miejsce ogrodzone murem robi sympatyczne wrażenie, jak to mówią "czuć tu historię".

Mury obronne.

Kościół pw. św. Władysława należy do tzw. „serii baryczkowskiej” - kościołów ekspiacyjnych ufundowanych przez króla Kazimierza Wielkiego w ramach pokuty za spowodowanie śmierci księdza Marcina Baryczki. Wybudowano go około 1355 r., co ciekawe - z cegły.

Idziemy na "rynek". Urząd gminy robi przygnębiające wrażenie, może też doczeka się remontu? Piszę "też", bo główne atrakcje Szydłowa zastajemy właśnie w fazie gruntownego remontu.

Tu np. synagoga zbudowana między 1534 a 1564, mieści się w niej obecnie muzeum judaistyczne.

Przed synagogą znajduje się "aleja gwiazd", czyli drewniane rzeźby przedstawiające znanych Polaków. Tu Wisława Szymborska.


Lech Wałęsa.

Władysław Reymont.
Maria Skłodowska-Curie.

 Szydłów nazywany jest śliwkową stolicą Polski (w jego okolicy znajduje się około tysiąc sadów ze śliwkami). Każdego roku w Szydłowie w wakacje organizowane jest Święto Śliwki. W budynku Urzędu Gminy znajduje się malutki firmowy sklepik, gdzie można nabyć tzw. suweniry. Spróbowaliśmy śliwek w czekoladzie i nie tylko. W sklepiku można też nabyć wina z winnicy z Woli Żyznej. Rzeczywiście króluje śliwka, w piekarni kupujemy rogaliki z dżemem śliwkowym.

Na plac Zamkowy przechodzimy przez Bramę Zamkową i dochodzimy do Skarbczyka, który został zagospodarowany na muzeum.

Zamkowe mury, około 90 metrów długości. Może gdyby nie było tak zimno, skusilibyśmy się na spacer nimi. Tu również stoją drewniane rzeźby - królów.

Pozostałości zamku. Na pewno wybiorę się do Szydłowa po skończeniu remontów, i koniecznie latem, bo póki co jednak listopad nieco sponurza krajobraz.

Idziemy wzdłuż murów do głównej bramy.

W Szydłowie istniały trzy bramy strzegące dostępu do grodu. Do dziś przetrwała tylko jedna - Krakowska. To właśnie ta, a od strony rynku strzeże jej oczywiście król.

Brama Krakowska stanowi jeden z najwartościowszych przykładów rozwinięcia średniowiecznego systemu obronnego. Przechodzimy przez nią i kierujemy się na pagórek po drugiej stronie ulicy.


Prosto do kościoła Wszystkich Świętych. Czas na legendę.

Pewnego razu zbój Szydło napadł na orszak królewski, a władca zaczął się modlić, obiecując wybudowanie kościoła w miejscu napadu - w zamian za ocalenie z rąk rzezimieszka. Tak się stało. To właśnie na tym wzgórzu modlił się król. Kościół zbudowany został na przełomie XIV i XV wieku. W 2017 r. pod posadzką świątyni odkryto krypty z pochówkami - prawdopodobnie średniowiecznymi. Obchodzimy go dookoła.

Obok kościoła znajdują się kolejne drewniane rzeźby. Tym razem świętych apostołów (plus Judasz).

Czas nagli. Pora robi się późna, no cóż, wybraliśmy się w takiej a nie innej porze roku. Po drodze Marysia odbiera telefon od właściciela winnicy, który proponuje przestawienie naszego auta na koniec jutrzejszego odcinka, tj. do Szczaworyżu. Trzeba skorzystać. Poniżej przykład dość niefrasobliwego palenia gałęzi i liści. Blisko domu, blisko lasu. Blisko drogi.

Wreszcie Wola Żyzna, przyznaję, że ostatnie trzy kilometry dłużyły się niemiłosiernie. Tego dnia przeszliśmy prawie 24 km, ale odcinki asfaltowe dają się we znaki. Do samej winnicy musimy trochę nadłożyć drogi i oddalić nieco od szlaku Jakuba.

Za to miejsce wynagradza trud. Jesteśmy sami, właściciel napalił nam w kominku i zostawił zapas drewna. Możemy siedzieć, jeść kolację i napawać się niezwykle sympatyczną atmosferą Avry. Trzeba reklamować i chwalić dobre miejsca, to wciąż rzadkość w Polsce. Na półkach znajduję książkę kucharską z potrawami świętokrzyskimi, skwapliwie korzystamy z Radkiem z okazji i robimy dokumentację niektórych przepisów.

17 listopada, sobota
Rano wita nas mroźny świt i czyste niebo zwiastujące ładną pogodę.

Robimy śniadanie, szykujemy kanapki na drogę, pakujemy plecaki.

I w drogę. Ostatni rzut oka na to niezwykłe miejsce.
Jest naprawdę mroźno, to była chyba pierwsza tak zimna noc tej jesieni. Przyspieszamy więc kroku, by jak najszybciej znaleźć się znów na szlaku.


Wchodzimy w las. Wczoraj po zmroku słychać było dochodzące z tego miejsca kłótnie dzików. Dziś zostały tylko po nich ślady zrytego błota.


Wieś Grzymała.

I niestrzeżony przejazd kolejowy. A tych wagonów było 30.
Dawno nie widziałam takiej tablicy z nazwą miejscowości. Mimo mrozu przypomina się piosenka... Chałupki łelkamtu!

Ciek o nazwie Wschodnia.

Dochodzimy do Kargowa. Na przystanku krótki postój i wizyta kotka.

Kotek zostaje odstawiony do domu, by nie przyszło mu do głowy iść z nami. Robimy krótkie zakupy w sklepie.


Kościół pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Zbudował go król Kazimierz Wielki, ale ostatecznie został on przebudowany po II wojnie światowej po zniszczeniach wojennych. Kościół ten – podobnie jak wiślicka bazylika i kościół w Szydłowie, był jednym z kościołów ekspiacyjnych fundowanych przez Kazimierza Wielkiego za zamordowanie ks. Marcina Baryczki (którego król kazał utopić w Wiśle). Pierwsza informacja źródłowa o kościele i parafii pochodzi z 1326 r.


W Kargowie skręcamy w  kierunku Strzałkowa. Przechodzimy nad rzeką Sanicą.


I wreszcie zamieniamy asfalt na drogę leśną.


Strzałków. W 1791 r. urodził się tutaj Henryk Dembiński – generał i jeden z dowódców powstania listopadowego.Niestety na pomniku już ledwo co daje się odczytać.

Robimy postój przy nieczynnym od dawna sklepie i zmierzamy dalej, znów asfaltem.

Nowa Wieś, już blisko dzisiejszej mety.


Poniższe zdjęcie dokumentuje ścieżkę, którą szliśmy. Poprowadzona polem została zaorana i na wszelki wypadek zagrodzona ściętym drzewkiem.

Na horyzoncie wyłania się wieża kościoła w Szczaworyżu. Najwygodniej byłoby właśnie tu nocować, ale niestety. Miejscowy proboszcz (kontakt podany w bazie adresowej szlaku Jakuba) odmówił nam noclegu ze względu na jutrzejsze uroczystości. Musieliśmy zatem szukać noclegu w Busku. Całe szczęście czeka na nas auto, którym możemy dojechać do Buska.


Dom, w którym urodził się organista, kompozytor i pedagog prof. Feliks Rączkowski. Pracą jego życia jest śpiewnik "Śpiewajmy Bogu", który był i jest używany w całej Polsce.

Kościół św. Jakuba w Szczaworyżu – wzniesiony ok. 1630 r. na miejscu starszego kościoła z XV wieku; z pierwotnej świątyni zachowało się gotyckie prezbiterium; kaplice późnobarokowe, dobudowane w XVIII wieku; świątynia zbudowana jest na planie krzyża greckiego. Jest bardzo ładny, akurat trwa ślub, więc tylko zerkamy do środka, nie chcąc przeszkadzać.


Wsiadamy do auta i jedziemy do Buska na ul. Parkingową, gdzie mamy rezerwację noclegu. Niestety - całujemy klamkę. Marysia dzwoni do właściciela, który wypiera się rezerwacji, wynajął pokój komuś innemu i nie kwapi się za bardzo do udzielenia pomocy. Sprawdzamy połączenia telefoniczne - owszem, potwierdzałyśmy rezerwację dokładnie tego dnia, którego pamiętamy, że potwierdzałyśmy. Bardzo niefajna sytuacja, odradzamy. Jedziemy na ulicę Słoneczną pod numer wskazany przez niefrasobliwego właściciela. Mamy obawy, pamiętamy, że na tej ulicy odmawiano nam noclegów podczas rozmów telefonicznych ("na jedną noc się nie opłaca"). Jednak szczęście trochę się uśmiecha. Akurat pokój zwolnił się na weekend i możemy go zająć. Cena ta sama co w winnicy, jednak warunki nieporównywalnie gorsze. Cała ta sprawa to przykry akcent naszej wędrówki, szkoda, że wciąż zdarzają się w Polsce takie sytuacje. To paskudna wizytówka miejsca.
Zostawiamy bagaże i idziemy zwiedzać Busko. W parku trwa akurat wycinka gałęzi.

Legenda głosi, że w miejscu, gdzie obecnie leży miasto Busko-Zdrój, była osada, wokół porośnięta bukowymi lasami. Nazwano ją od słowa buk - "Buko", a z czasem przemianowano na "Busko". Badania jednak wykazują, że nazwa Busko pochodzi raczej od słowa "bug" "buga", tj. miejsca położonego nad wodą, terenu podmokłego.
Organizację leczenia buskimi wodami mineralnymi rozpoczął napoleoński generał Feliks Rzewuski - dzierżawca Buska. Otwarcie uzdrowiska nastąpiło 1 czerwca 1836 r. Poniżej kaplica św. Anny znajdująca się w Parku Zdrojowym.

Do centralnego miejsca w parku, czyli najstarszego sanatorium, prowadzi Aleja Gwiazd twórców związanych z polską muzyką klasyczną. Poniżej dwa przykłady najbliższe memu sercu.


Serce Parku Zdrojowego stanowi sanatorium Marconi, najstarsze. Wzorowane jest na rzymskich obiektach użyteczności publicznej.  W środku znajduje się Pijalnia Wód, gdzie bezpłatnie można skosztować tutejszych słynnych wód siarczkowych o silnym zapachu. I dlatego ich właśnie nie spróbowaliśmy.




Na skwerze grajek zachęcał kuracjuszy do tańca, z powodzeniem.

Jak wyczytałam gdzieś w necie, Busko-Zdrój pretenduje do rangi stolicy regionu Ponidzia. Póki co mam bardzo mieszane uczucia, związane głównie z noclegową wpadką.

Przed Domem Kultury, w którym mieści się też kino, stoi interesująca rzeźba "Adam i Ewa". Spodobała mi się od razu. Ma bardzo ciekawą formę.

Tutaj znajduje się też ławeczka Wojtka Belona autorstwa artysty rzeźbiarza Jacka Kucaby. Osobom związanym z turystyką Wojtka Belona nie trzeba przedstawiać. Może przy innej okazji będzie czas na odwiedzenie jego grobu na miejscowym cmentarzu, gdzie jest pochowany również Czesiek Piekarz, czyli Czesław Król.

"A o porankach chlebem pachnących /Gdy pora idzie spać na piekarzy /Zaczerwienione przymykał oczy /Czesiek i siadał z dłutem przy stole (...) Gdy go znaleźli na pasku z wojska /Dłuto jak wbite w bochen miał w garści..."
Weszliśmy na chwilę do domu kultury, Marysia pokazała nam jeszcze pamiątkową tablicę.

I kontynuowaliśmy nasz spacer. Tu książę Leszek Czarny. "Kto pogłaszcze kiesę Leszka, bogactwo go nie omieszka". No zobaczymy.

Rzeźba Michała Batkiewicza "W drodze do nieba". Również ciekawa.

A poniżej zamek rycerza Dersława. Dersław to pierwszy właściciel Buska, który sprowadził tu zakon norbertanek i nadał klasztorowi miejscowe dobra.

Rycerz jak się patrzy.

Figura świętego Jana Nepomucena, ustawiona tutaj przez Fundację Magistratu Miasta Buska w 1925 roku. Na kolumnie znajduje się tabliczka z napisem: „Św. Jan Nepomucen – Patron Dobrej Spowiedzi”.

Galeria Sztuki „Zielona”, mieści się w przedwojennej willi „Polonia". Chcieliśmy zwiedzić izbę pamięci Wojtka Belona, ale niestety w związku z planowanym remontem - planowanym za pół roku - izba zamknięta. I jak tu kochać Busko, tę perłę Ponidzia? :(


Tu postanowiliśmy zjeść obiad. I miałabym kilka uwag, ale już sobie daruję. Może tylko coś, co jest bolączką wszystkich miejscowości i miast w Polsce - wszechobecne banery. Po co, na co.

Szybkim krokiem, jako że jest zimno, wracamy na kwaterę.

Bristol prezentuje się bardzo ładnie.

I nasza kwatera.

18 listopada, niedziela
Rano Radek zawozi mnie i Marysię z powrotem do Szczaworyżu, a sam zaraz udaje się na wycieczkę objazdową. Zaczynamy koło kościoła.


Póki co jest słońce, ale widać już zbliżającą się pogodę "barową".



Zostajemy odprowadzone do granic wsi, dalej idziemy same. Nie mamy przed sobą długiego odcinka, mamy nadzieję znaleźć się w Wiślicy w południe.

Powoli znika nam z oczu sylwetka kościoła.

Piękne są te przydrożne kapliczki i krzyże.



Jest zimno, zapowiadają opady śniegu, choć na razie ciężko w to uwierzyć.


Widok na Busko (po lewej) i Szczaworyż (na wprost).

Śledzimy sarenki (albo one nas).

Zastanawiam się, po co w ogóle jest nam ta droga?

Wymaga sporo cierpliwości (asfalt), stwarza trudności (logistyka). Może można by prościej, ciekawiej, bliżej. A jednak chce się nią iść i iść bez końca.

Są i nasze sarenki, bacznie nas obserwują.

Dochodzimy do wsi Dobrowoda i kościoła pw. Marii Magdaleny. Nazwa Dobrowoda pochodzi od dwóch źródeł czystej wody bijących do dnia dzisiejszego. W powietrzu mocno czuć siarkę... Parafię erygował w 1345 r. bp krakowski Jan Grot. W tym też roku ukończona została budowa małego drewnianego kościoła. W latach 1367–1380 bp krakowski Florian Mokrski zbudował kościół murowany z kamienia wapiennego z odkrywki w sąsiednim Kikowie.

Bardzo podoba nam się to miejsce. Kościół ten należy do najcenniejszych prowincjonalnych gotyckich świątyń w północnej Małopolsce. Kamienne elewacje budowli wzbogacają malowane inskrypcje i detal rzeźbiarski z XVI wieku (płaskorzeźba „Chrystus dźwigający krzyż”).




Chętnie zostałybyśmy dłużej, ale czas biegnie, a i pogoda faktycznie zaczyna się zmieniać.

Przy drodze prowadzącej do Chotla Czerwonego, który widzimy już na horyzoncie, stoi krzyż. Małżeństwo Kalitów ufundowało go w 1861 r.
Po lewej stronie mijamy jeszcze Rezerwat Przyrody Przęślin -  to tzw. rezerwat stepowy, położony na niewielkim wzgórzu, zbudowanym z margli kredowych z czapą gipsową.

Można w nim zaobserwować tzw. jaskółcze ogony, czyli odsłonięcia gipsów wielkokrystalicznych o wysokości do trzech metrów (nazywane są także szklicą ze względu na połyskującą w słońcu powierzchnię). Oczywiście wiem to wszystko dzięki Marysi, geografki.


Barokowa figura św. Jana Nepomucena w Chotlu Czerwonym.


I jakże polskie miłe oku obrazki.


Chotel Czerwony to stara piastowska wieś, która u zarania dziejów prawdopodobnie wchodziła w skład państwa Wiślan wraz z pobliską Wiślicą. Pierwszy, drewniany kościół wybudowany został prawdopodobnie już w połowie XII w. Według Jana Długosza, parafia ta należy do najstarszych w Polsce i jest „matką wielu innych parafii”, które z czasem zostały z niej wydzielone. Jan Długosz miał tutaj swój folwark z ogrodem i sadzawką rybną.

Rezerwat z oddalenia.

Maskalis, lewy dopływ Nidy. 

I kolejny krzyż.

Zaraz wkraczamy do Wiślicy. Jednak jeszcze Gorysławice i gotycki kościół pw. św. Wawrzyńca, wzniesiony w 1535 roku.


I jest Wiślica z piękną bazyliką kolegiacką na horyzoncie. Według legendy nazwa osady pochodzi od imienia jej założyciela, księcia Wiślan Wiślimira, który wraz ze swoim otoczeniem miał przyjąć chrzest w 880 roku. Wspomina o tym tak zwana legenda panońska, czyli Żywot św. Metodego. Około 990 gród został włączony w obręb państwa Piastów. Wiślica stała się w tym czasie obok Krakowa i Sandomierza jednym z najważniejszych ośrodków administracyjnych w Małopolsce. Na początku XI wieku Bolesław Chrobry wzniósł nieopodal osady targowej gród obronny, którego zadaniem było strzec przeprawy przez Nidę. Przez Wiślicę przebiegał szlak handlowy prowadzący z Pragi i Krakowa na Ruś Kijowską.

Kolejny odcinek za nami.

Bazylika kolegiacka Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wiślicy z 1350, również ufundowana przez Kazimierza Wielkiego w ramach pokuty.


Dom Długosza – wikariat z 1460. Ta budowla z cegły, ufundowana przez Jana Długosza, służyła jako mieszkanie dla wikariuszy kolegiaty wiślickiej.

Tablicę umieszczam ze względu na ciekawostkę - cmentarz został utworzony specjalnie dla topielców z Nidy.

Wiślica status miasta odzyskała 1 stycznia 2018, stając się ludnościowo najmniejszym miastem Polski z 503 mieszkańcami.


Na zakończenie pobytu w Wiślicy idziemy na naprawdę smaczny obiad do Zajazdu Kasztelańskiego.

I w drogę do Lublina. Zatrzymujemy się jeszcze w Kurozwękach, aby obejrzeć zespół pałacowo-parkowy. Jest rzeczywiście bardzo ładny.


Witają nas: platan klonolistny

strusie
i bizony.

Pałac wydaje mi się ładniejszy od tej drugiej strony.

Z przodu prezentuje się bardziej cukierkowo.

Owoce platanu.

Po wizycie w Kurozwękach jedziemy do Kraśnika, gdzie my łapiemy autobus do zaśnieżonego Lublina, a Radek wraca w swoje zamojskie strony. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Znów dzięki Jakubowi poznaliśmy kilka naprawdę niezwykłych miejsc i sporo całkiem zwyczajnych a pięknych polskich bocznych dróg. Na odczarowanie Buska może jeszcze przyjdzie czas.  
Nasza trasa ze Sztombergów do Wiślicy, łącznie 64 km:
W powiększeniu:
https://www.traseo.pl/moja-mapa/id/1948?fbclid=IwAR3LQLENUX6AZN6zeoqxhAO9Gy7k2sjanMm9uNEtte7TUehDFuLlDOXVHFk

Z Drogą św. Jakuba się nie żegnamy. Razem z Marysią, czasem same, czasem w towarzystwie, przewędrowałyśmy już 167 km szlaku od Annopola do Wiślicy. I ciągnie nas na nią coraz bardziej.

12 komentarzy:

  1. Bardzo bogata i piękna trasa. Części miejsc jeszcze nie odwiedzałam, bo jednak od nas dojazd mocno skomplikowany. Trzeba coś pokombinować w przyszłości.
    Jedna refleksja mi się cały czas nasuwała podczas lektury - skoro to szlak Św. Jakuba, który prowadzi do kościołów, to dlaczego one zamknięte? Przecież pielgrzymi pokonują niemałe odcinki trasy pieszo, nierzadko są pierwszy raz w danej okolicy, a może by się pomodlić chcieli albo zwyczajnie kościół obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od nas w te strony to prawdziwa wyprawa i bez samochodu raczej skazana na niepowodzenie. Co do kościołów, to zadałaś bardzo trafne pytanie, które i ja zadawałam. Nawet jeśli zwiedzenie kościoła byłoby niemożliwe, bo to stare i cenne kościoły, ciężko upilnować, to przecież można by otworzyć pierwsze drzwi, tak by choć zobaczyć wnętrze przez kratę. Uważam, że pojedyncze jednostki, takie jak my, "nie rokują", co innego masowe pielgrzymki. Gorzka refleksja.

      Usuń
    2. Mnie się wydaje, że przynajmniej powinien być podany numer telefonu do kościelnego, który otworzy drzwi, przypilnuje pielgrzymów, bo przecież mogą się trafić i fałszywi nastawieni na złupienie cennych sprzętów. Otwarcie na stałe pierwszych drzwi nie jest możliwe jesienią i zimą. Wnętrze by się wyziębiało. Latem to na pewno jest stosowane.

      Usuń
  2. Z doświadczenia i opowieści wiem że Camino to żywa istota, która inaczej traktuje pielgrzymów a inaczej turystów (już znacznie mniej życzliwie).
    Ilekroć się stawiałem, zzymałem, denerwowałem tym było gorzej. Ale gdy tylko uderzałem w pokorę, kierując się prawdą że "pielgrzymowi nic się nie należy, a za wszystko powinien być wdzięczny", od razu ro iło się lżej.

    Za namiary na winnicę dzięki - może wpadniemg tam z Żoną na rowery? Było by fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie ta winnica wpadła w oko.

      Usuń
    2. Powiem tak. Kimkolwiek bym nie była, jeśli rezerwuję nocleg, za 45 zł od osoby, to chcę chociaż minimum, czyli żeby ten nocleg na pewno był. Mogłabym być np nauczycielką z wycieczką szkolną. To raz. Dwa. Nigdy niczego nie oczekuję za darmo, bo mnie też doświadczenie uczy, że jak ktoś życzliwy, to i tak będzie. Ale zbytnio na to nie liczę. Busko opisuję pod względem turystycznym, trudno żebym teraz przy każdej rezerwacji dziękowała, że mnie ktoś nie oszukał.

      Usuń
    3. Winnicę jeszcze raz gorąco polecam, wspaniali ludzie.

      Usuń
    4. Co do rezerwacji to zgoda. Facet nie wiedział kim jesteście. Trochę głupio z księdzem wyszło. Mógł się nie deklarować w przewodniku. Zresztą nawet tym najżyczliwszym trzeba coś zapłacić, w końcu też ponoszą koszty.
      Osobiscie w Busku nie byłem już lata, wybieram się w przyszłym sezonie na rowerze. Zobaczymy czy dalej tak będzie jak piszesz?

      Usuń
  3. Ciekawie opisujesz przebyty szlak Jakubowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za info u mnie na blogu - z przyjemnością przeczytałem/obejrzałem Twoją relację.
    I dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, czemu na swojej trasie z Szydłowa ominąłem Dobrowodę? Będzie trzeba tam zajechać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam - warto zobaczyć ten kościół. Dzięki za odwiedziny.

      Usuń