12 maj 2018

W dolinie Kosarzewki

Data: 12 maja 2018
Trasa: Tuszów - Bychawa
Długość trasy: 13,5 km

Kolejny klubowy rajd "Niezależnych" z cyklu "W nieznane". Tym razem wyruszyliśmy o 7.30 busem do Tuszowa. To niedaleko od Lublina, ale warto zapuścić się w te tereny.
Pierwsze wzmianki o wsi Tuszów pojawiają się w dokumentach z 1409 r. Z kroniki Długosza wiadomo, iż w latach 1409 -1430 właścicielem Tuszowa był Zdziesław z Tuszewa, brat Mikołaja, herbu Tarnawa. Nazwa miejscowości wywodzi się od nazwiska TUSZ, a staropolskie słowo "tuszyć" oznacza dodawanie otuchy, ale także mieć nadzieję, obiecywanie sobie, że nastąpi coś dobrego.
Już kilkadziesiąt metrów od przystanku trafiamy na dwór magnacki w Tuszowie. Niestety nie da się do niego podejść, jest ogrodzony.


Dwór pochodzi z pierwszej połowy XIX w. Majątek zakupił wraz z częścią Bychawki i Żabią Wolą Franciszek Rohland generał Wojsk Polskich, uczestnik kampanii 1812 r. i bitwy pod Olszynką Grochowską. Z parku Rohlandów ocalała do dziś piękna aleja lipowa oraz w pobliskiej Pszczelej Woli, dawniej Żabiej Woli, aleja topolowa, nosząca imię właścicieli, uznana za pomnik przyrody. Dworek w Tuszowie pozostawał w rękach Rohlandów do wybuchu II w. św. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych.
Kierujemy się w stronę Kosarzewki i przechodzimy nad nią po mostku.

Rzeka wydaje mi się bardzo ładna, choć dość płytka.


Skręcamy w pola, mimo wczesnej pory, słońce daje się już we znaki.

Jest prawie połowa maja, a i pogoda, i krajobraz kojarzą się już z latem.

Płot może mało malowniczy, za to to co za nim już tak.

Kolejny raz stwierdzam, że ludzie dbają teraz bardziej o obejścia. Przyjemnie popatrzeć zwłaszcza na ogródki. Nic tak nie odstrasza i nie zasmuca jak syf na podwórku. Wiele to mówi o właścicielu.

A tu już łąka, naturalna, pełna kwiatów i owadów.


Intryguje nas z daleka kolor fioletowy. A debata na temat tego, co to za roślina, trwała na tyle długo, że poświęciłam się podejść z aparatem. Walka z pszczołami była krótka acz zawzięta.

Opłacało się. Grupa zyskała odpowiedź - to firletka poszarpana, a ja zyskałam całkiem sympatyczne zdjęcia, które może nawet ozdobią mi ścianę.




Dochodzimy do Bychawki, na zdjęciu kościół parafialny. Z ciekawostek: w 1875 roku odbył się tutaj ślub Gustawa Dolińskiego, miejscowego dziedzica, lekarza, literata, z Różą Rohlandówną, wnuczką generała. Świadkiem pana młodego był Aleksander Głowacki, czyli Bolesław Prus.

A naprzeciwko kościoła cmentarz, na który idziemy w poszukiwaniu...

...grobu Kajetana Koźmiana, polskiego prawnika i poety, reprezentanta klasycyzmu, krytyka literackiego i teatralnego, publicysty, pamiętnikarza, tłumacza, przeciwnika romantyzmu, który Mickiewicza uważał za wichrzyciela. Napisy ledwo można przeczytać, ale na pewno to tutaj.

Więcej na temat Koźmiana można przeczytać np. tu: http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/kajetan-kozmian/

Przy okazji trafiłam zupełnie niechcący na grób młodej, bo zaledwie 32-letniej absolwentki wydziału, na którym pracuję. Zmówiłam krótką modlitwę.
A tutaj więcej o miejscowym kościele.

Stara plebania z 1843 r.:

I pomnik ofiar II wojny światowej.

Koniec zwiedzania, idziemy dalej.

Tylko gdzie? Wiemy, ale Maciek tylko sprawdza na mapie, gdzie może znajdować się sklep.

Bo ten już zlikwidowany.

Jest znowu nasza Kosarzewka. A na pierwszym planie młody łabądek.


Po drodze opowiadam o spływie na Ukrainie.

I przy okazji kombinuję, jak by tu tę rzeczkę "ugryźć" kajakowo.




Po krótkiej konsultacji z pływającym kolegą z Lublina wiem już, że ten odcinek świetnie nadaje się do spłynięcia kajakiem. Wstępnie umawiamy się nawet na płynięcie jeszcze przez wakacjami.

Ale plany nie mają w tej chwili żadnego znaczenia, są tylko tematem zastępczym. Zatrzymuję się tu na chwilę. Sama. Jest akurat godzina, w której pod Krakowem rozpoczyna się pogrzeb kolegi kajakarza. Ciężko być tu, a nie tam, ciężko wspominać ten tragiczny moment, kiedy śmierć zmroziła nas swoim oddechem i zabrała jedno młode życie.

Dziwne, że wszystko nadal jest tak zielone.
----------------------------------------
A po drugiej stronie drogi grupa już szykuje się do ogniska.


Nie siedzę z nimi, bo nie umiem.


Trzeba przyznać, że miejsce przygotowane jest dla turystów komfortowo.

Obchodzę teren z aparatem i decyduję się odłączyć od grupy. Idzie ze mną Krzyś. Żegnamy się.


I już prosto zmierzamy do Bychawy.


Tama na Kosarzewce.

I widok na Bychawę.

Przy okazji zupełnie niespodziewanie natrafiamy na rezerwat Podzamcze. Ki pieron? Co tu może być chronione? Internet czasem przydaje się w terenie. Krótkie klikanie i mamy odpowiedź. To florystyczny i stepowy rezerwat przyrody chroniący murawę kserotermiczną.

Na tej skarpie.

Dochodzimy do zalewu w Bychawie.

Kiedyś trafiliśmy tu na zawody wędkarskie, dzisiaj cisza i spokój. Po prawej stronie zdjęcia widać ruiny zamku.


Okazało się, że trafiliśmy na godzinę otwarcia restauracji. Podają tu świetne ryby, zachęcam do skosztowania przy okazji pobytu. W dodatku z widokiem na zalew.

Grupa depcze nam po piętach, widać już ich na horyzoncie.

Oni zostają, a my podążamy na busa, który od razu podjeżdża, więc bardzo szybko udaje nam się wrócić do Lublina.

Cała sobotnia trasa. Dziękuję wszystkim za towarzystwo i mile spędzony dzień.
-------------------------------------
"Gdy nie zostanie po mnie nic
Oprócz pożółkłych fotografii
Błękitny mnie przywita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie

A kiedy sypną na mnie piach
Gdy mnie okryją cztery deski
To pójdę tam gdzie wiedzie szlak
Na połoniny na niebieskie

Od zmartwień wolny i od trosk
Pójdę wygrzewać się na trawie
A czasem gdy mi przyjdzie chęć
Z góry na ziemię się pogapię"


Żegnaj, Przemku.

4 komentarze: