13 mar 2018

Dolinami Giełczwi i Sierotki

Data: 11 marca 2018
Trasa: Piaski - Gardzienice - Borkowszczyzna - Piaski
Długość trasy: 31 km

Czyli jeśli nie masz dość w sobotę, to wybierz się jeszcze na wędrówkę w niedzielę. 5 osób, 31 km - dolinami Giełczwi oraz Sierotki.
Generalnie wędrówka odbyła się w ramach rozprostowania kości przed maratonem Przedwiośnie. Zaczęliśmy w Piaskach. To miejscowość znana z targów końskich oraz pysznych flaków piaseckich. Ma też ciekawą historię, W latach 1573–1642 w mieście istniał zbór ariański, którego pastorem był słynny Marcin Krowicki. Potem stały się centrum lubelskiego kalwinizmu. Do drugiej wojny światowej Piaski zamieszkiwała duża społeczność żydowska.

Na rondzie skręcamy w prawo i idziemy chwilę wzdłuż rzeki.
  
Giełczew jak na tę porę roku wcale nie ma jakoś szczególnie dużo wody.

Za placami zostawiamy Piaski.

 Okolica jest bardzo malownicza, podobnie jak sama rzeka.




Maszt w Piaskach - punkt orientacyjny.

Po drodze mijamy wiele starych, opuszczonych i zniszczonych chat. To już w zasadzie wieś Giełczew.


Czy mieszkają tu diabły?


Chyba niezbyt często widuje się tu piechurów. Po drodze omawiamy plany na dwa długie weekendy.

Piękne źródła, ale czego? Na razie nie szukałam.

W każdym razie urokliwe.

Dochodzimy do Gardzienic.

Rzucamy okiem na pałac. Obecnie mieści się tu Ośrodek Praktyk Teatralnych "Gardzienice", założony w 1977 roku przez Włodzimierza Staniewskiego (http://gardzienice.org/Poczatki.html)

Oglądamy makietę.



I idziemy do ogrodu. Tu powojnik pnący (a nazwę znalazł Radek).

Autorka relacji.

I reszta grupy. Magda, Wojtek, Radek i Ewa.

Ciekawe, jak tu jest latem.



To, sądząc po zapachu, jest lawendą.

Wieża widokowa w Gardzienicach, pojawiła się w jednej z moich relacji z kwietnia poprzedniego roku. Tym razem nie zwiedzimy - czynne od 1 kwietnia.

Pałac w Gardzienicach widoczny z drogi.

Idziemy dalej. To też ciekawy budynek.

A po drugiej stronie drogi coś w rodzaju rancza.

Znowu schodzimy do drogi blisko rzeki.


Tę drogę zostawiamy za sobą.

fot. Wojtek
Sklepienie.




Rozlewiska Giełczwi.


Wędkarze korzystają z pogodnej niedzieli.


Młyn w Wygnanowicach.



Pierwsze wzmianki o Wygnanowicach pochodzą z 1409 r. Była to wówczas własność szlachty (Bogusława Bogusza-Boguchny z Wygnanowic, Jakuba Jakusza Głąski).

Dwór z 1892 roku. W okresie okupacji, do połowy 1941, stacjonowali tu Niemcy. Po wojnie, w 1944 roku, w jednym z największych pomieszczeń dworu zamieszkał ksiądz, a w pozostałych zorganizowano kaplicę, gdzie odprawiały się nabożeństwa dla wiernych. W marcu 1978 roku dwór i park w Wygnanowicach przekazano resortowi Zdrowia i Opieki Społecznej. Obecnie mieści się tu DPS.

Ten napis idealnie podsumowuje to jakże polskie podwórko przed sklepem. Pierwsza niehandlowa niedziela, a tu proszę - sklep otwarty.

Mijamy Wygnanowice i czeka nas asfaltowy odcinek. Zdjęcie zrobiłam ze względu na nazwę, bo taką mamy też dzielnicę w Lublinie.

Mijamy kilka takich studni.

Naprzeciwko tego domu zrobiliśmy sobie na przystanku przerwę.

Jak widać - trochę zmęczeni.
fot. Radek


Jeśli psy szczekają na drzewo...

...to na pewno mają powód.

Wieś Choiny i piękne koniki.

Magda ma cukier, więc jest szansa na głaski.


Były psy, konie, są i kotki.

I samolot.

Kolejna studnia.



A my idziemy przez Antoniówkę - a raczej próbujemy.
fot. Radek

Nie wiadomo, myć czy kupić nowe.

Selfie.

W tym miejscu robimy kolejny przystanek, a ja dostaję prezent urodzinowy.

Znowu bazie, tylko rude.

I małe.

Bardzo ruchliwe.


Wieś Borkowszczyzna i kolejne piękne chaty.





Oraz relikty przeszłości.

To już chyba komplet, jeśli chodzi o dzisiejszą zwierzynę. A nie, był jeszcze zając.

A tymczasem wchodzimy do Kozic.

W dolinę Sierotki.

Myjemy buty, choć to dość głupie, jak się wkrótce okaże.

Wzdłuż rzeki działalność bobrów jest imponująca.

Loża szyderców.

Pocięte z wielką zawziętością.


Człowiek zabezpiecza, ale wątpię, czy to coś da.

Sama rzeczka płytka i wąska, a niżej pełna śmieci. Ludzie to straszni śmieciarze.

Odbijamy od Sierotki i dochodzimy do kopalni.


A potem już prosto błotami z powrotem do Piask i restauracji "Rarytas".

fot. Radek
Plan wykonany w stu procentach. Zakładaliśmy 30 km, wyszło nawet 31. Dzięki za wspólną wędrówkę.

1 komentarz:

  1. No piękny dystans! A okolica rzeczywiście malownicza. Chyba bez większych wzniesień, ale za to z rozlewiskami.
    Pozdrowienia dla ekipy!

    OdpowiedzUsuń