Miejsce: Kraków
To było takie małe marzenie, pojechać na festiwal szantowy do Krakowa - udało się kupić bilet na koncert pieśni kubryku "Niech żyje wal". Gosiu, dzięki za gościnę i towarzystwo.
Sobotę zaczęłam od wizyty na Wawelu. Mróz i wiatr, ale dało się wytrzymać.
Dawno tu nie byłam.
Duża ilość zagranicznych turystów.
I widok na królową rzek.
Wpadłam na pomysł ogrzania się w katedrze. Odwiedziłam groby królewskie.
I dzwon Zygmunta.
Na wieży się w sumie nie za bardzo ogrzałam.
Dla przypomnienia.
Potem kroki swe skierowałam do tawerny Stary Port.
Gdzie grzaniec postawił mnie na nogi.
Bo o 14 trzeba było swe siły wlać we wspólne śpiewanie szant na krakowskim rynku. Transparenty dodają ducha.
A chór męski Zawisza Czarny przewodził śpiewaniu. Jako że był akurat 24 lutego, więc była "Bijatyka", kilka innych, a na koniec "Pożegnanie Liverpoolu".
Po czym pogoda zmieniła się jak w kalejdoskopie.
A ja znów skierowałam się w postaci bałwana do tawerny.
Gdzie o swojej podróży dookoła świata opowiadał kapitan Jerzy Radomski.
Tawerna jest jedyna w swoim rodzaju, czuje się morski klimat, choć to Kraków.
Navigare necesse est...
Po prelekcji czas był udać się w stronę kina Kijów, gdzie o 17 zaczynał się koncert.
Dołącza do mnie Gosia. Czekamy.
Nadal czekamy.
I jest! Prowadzenie koncertu - Banana Boat. "Niech żyje wal!"
Na początek zespół Mietek Folk.
Energia ich nie opuszcza.
Brawurowo wykonali też szantę "24 lutego - Bijatyka".
I pora na Perły i Łotry.
Porwali publiczność zwłaszcza "Solą, makrelą i śledziem".
Czas na Atlantydę.
Świetni muzycznie, cała sala śpiewa z zespołem, a Banana Boat w tle w roli waleni.
Własny Port. Popłynęliśmy na statkach z dziewczyną pana Władka.
"Piosenka z papieru" chwyciła za gardło i nie chciała puścić - "Pośród burz i groźnych fal | Kuter mój to papier, nie stal | Jak z papieru cały ja".
No i potężny Szantowy Chór Męski "Zawisza Czarny". Trzydziestu chłopa, ponad nawet.
Gdy gruchnęli "Ostatni wielki wieloryb" niejednemu łza popłynęła.
"To mój ostatni śpiew, ostatnie wyznanie | Czas na rachunek krzywd, na ból i łkanie. | W bezmiarze martwych wód próżno siły zbieram | Jam ostatni z wielkich, lecz i ja umieram".
I last but not least - Banana Boat.
Moi ulubieńcy.
I na koniec wszyscy we wspólnym wykonaniu "Pompuj zęzę".
To był wspaniały wieczór! Coś czuję, że w przyszłym roku na jednym koncercie się nie skończy.
I kto by pomyślał, że na festiwal szantowy można jechać do Krakowa! Świetny i niebanalny pomysł.
OdpowiedzUsuńMiędzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej Shanties w Krakowie odbył się już po raz 37! To naprawdę długa tradycja.
Usuń