25 lut 2018

Festiwal szantowy Shanties 2018

Data: 24 lutego
Miejsce: Kraków

To było takie małe marzenie, pojechać na festiwal szantowy do Krakowa - udało się kupić bilet na koncert pieśni kubryku "Niech żyje wal". Gosiu, dzięki za gościnę i towarzystwo.
Sobotę zaczęłam od wizyty na Wawelu. Mróz i wiatr, ale dało się wytrzymać.

Dawno tu nie byłam.

Duża ilość zagranicznych turystów.

I widok na królową rzek.

Wpadłam na pomysł ogrzania się w katedrze. Odwiedziłam groby królewskie.

I dzwon Zygmunta.

Na wieży się w sumie nie za bardzo ogrzałam.

Dla przypomnienia.

Potem kroki swe skierowałam do tawerny Stary Port.

Gdzie grzaniec postawił mnie na nogi.


Bo o 14 trzeba było swe siły wlać we wspólne śpiewanie szant na krakowskim rynku. Transparenty dodają ducha.


A chór męski Zawisza Czarny przewodził śpiewaniu. Jako że był akurat 24 lutego, więc była "Bijatyka", kilka innych, a na koniec "Pożegnanie Liverpoolu".


Po czym pogoda zmieniła się jak w kalejdoskopie.

A ja znów skierowałam się w postaci bałwana do tawerny.

Gdzie o swojej podróży dookoła świata opowiadał kapitan Jerzy Radomski.

Tawerna jest jedyna w swoim rodzaju, czuje się morski klimat, choć to Kraków.


Navigare necesse est...

Po prelekcji czas był udać się w stronę kina Kijów, gdzie o 17 zaczynał się koncert.

Dołącza do mnie Gosia. Czekamy.

Nadal czekamy.

I jest! Prowadzenie koncertu - Banana Boat. "Niech żyje wal!"

Na początek zespół Mietek Folk.

Energia ich nie opuszcza.


Zaraz potem młodzieżowy zespół z Żor - Voce Segreto pod dowództwem Andrzeja Marcińca z Ryczących Dwudziestek. Tu "Hej, żeglujże żeglarzu".

Brawurowo wykonali też szantę "24 lutego - Bijatyka".



I pora na Perły i Łotry.

Porwali publiczność zwłaszcza "Solą, makrelą i śledziem".

 Ale i "Few days" wypadło znakomicie.

Czas na Atlantydę.

Świetni muzycznie, cała sala śpiewa z zespołem, a Banana Boat w tle w roli waleni.



Własny Port. Popłynęliśmy na statkach z dziewczyną pana Władka.

"Piosenka z papieru" chwyciła za gardło i nie chciała puścić - "Pośród burz i groźnych fal | Kuter mój to papier, nie stal | Jak z papieru cały ja".

No i potężny Szantowy Chór Męski "Zawisza Czarny". Trzydziestu chłopa, ponad nawet.

Gdy gruchnęli "Ostatni wielki wieloryb" niejednemu łza popłynęła.

"To mój ostatni śpiew, ostatnie wyznanie | Czas na rachunek krzywd, na ból i łkanie. | W bezmiarze martwych wód próżno siły zbieram | Jam ostatni z wielkich, lecz i ja umieram".


I last but not least - Banana Boat.

Moi ulubieńcy.


I na koniec wszyscy we wspólnym wykonaniu "Pompuj zęzę".


To był wspaniały wieczór!  Coś czuję, że w przyszłym roku na jednym koncercie się nie skończy.

2 komentarze:

  1. I kto by pomyślał, że na festiwal szantowy można jechać do Krakowa! Świetny i niebanalny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej Shanties w Krakowie odbył się już po raz 37! To naprawdę długa tradycja.

      Usuń