27 gru 2017

Poświątecznie w lasach mętowskich

Data: 27 grudnia 2017
Trasa: Mętów - Świdnik
Długość trasy: 18 km


Święta, choć miłe, mają to do siebie, że szybko się kończą. Na szczęście co poniektórym nie kończą się wolne dni. Nauczyciele - mają ferie świąteczne, emeryci - ferie stałe, a młodzi pracujący i w sile wieku - urlop. Wczoraj nie pochodziłam za dużo, choć dzień w Zamościu i okolicach był uroczy, dlatego dziś z chęcią zabrałam plecak i Bigosa i z niewielką grupką ruszyłam w lasy.
Autobusem nr 17 dojechaliśmy do końcowego przystanku, czyli do Mętowa. Na początku minęliśmy Czerniejówkę. Zwykle nie ma tu wody :D



Zaraz za mostem skręcamy w prawo. Chwilę idziemy asfaltem.

A potem między domami przemykamy w lewo prosto na wzniesienie.

Choć rano był mróz, ziemia powoli zaczęła rozmiękać.

Przez co droga zaczęła się robić naprawdę błotnista.

Pierwsze stadko, w ciągu dnia zobaczymy ich jeszcze kilka.

Za plecami widok na lasy w kierunku Zalewu Zemborzyckiego.


Bigos szaleje ze szczęścia. Właściwie jest taki od kilku dni - w związku z naszą stałą obecnością w domu.

Pogoda wspaniała. Promienie słońca powoli roztapiają szron, a w powietrzu czuć wiosnę, nie zimę, choć ta dopiero się zaczęła.


Idziemy skrajem lasu.


Ta scena skojarzyła mi się z fragmentem "Siekierezady". "Muszę już iść" - czyli ostatnie słowa Janka napisane na kartce.

A my wychodzimy z lasu i kierujemy się do wsi Majdan Mętowski.

Gdzie robimy przerwę na drugie śniadanie.

A to my z Bigosem.

Czy to jakiś wiatrak?

 W kolejnym lesie koło Bystrzejowic robimy małe ognisko. Nie gotujemy, ale miło się siedzi przy ogniu. Bigos bardzo lubi.

Niestety trochę się trzęsie z zimna, więc dostaje swoją kurtkę z kołnierzem. (Rozważam naszycie na niej naszywek z nazwami zespołów metalowych).

Trzeba mieć dużo szczęścia w życiu, żeby przebywać z ludźmi, przy których możesz być sobą. Nie wyobrażam sobie życia w otoczeniu, które mnie "spina". Mam nadzieję, że równie dobrze ludzie czują się ze mną.

Po krótkim postoju ruszamy dalej w las. Na drodze często napotykamy leśne "zwałki".

Las piękny, grudniowy, ale nietypowo. Koniec roku.




Dni powoli będą coraz dłuższe i jak to powiedziała Marysia - jakoś to wszystko przetrwamy. Przetrwamy?



Wychodzimy z lasu. Po swojej prawej ręce mamy Wierzchowiska. A przed sobą  S12, którą musimy przeciąć.


To my. Szybkim krokiem oddalamy się od hałasu i samochodów.

Kończymy w Świdniku, skąd wracamy do Lublina busem. Kierowca ucieszył się na widok Bigosa, bo sam ma psa, za którym tęskni. Dobry człowiek. Cała trasa:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz