21 gru 2017

Bieszczady Wschodnie (ukraińskie), 17 lat temu

W czasach, gdy zdjęcia robiło się jeszcze analogowo, Facebooka nie było, a dostęp do Internetu był sprawą co najmniej problematyczną... czyli w roku 2000... miałam okazję spędzić kilka dni w Bieszczadach po ukraińskiej stronie. Mam kilka wspomnień i kilka zdjęć. To było moje pierwsze zetknięcie z tym, co po naszej wschodniej granicy. Byłam zauroczona i lekko przerażona.
Niezwykła dzikość natury, miejsca, gdzie nie dotarła cywilizacja, maleńkie wioski ukryte wśród gór i bardzo życzliwi ludzie - tego nie zapomnę na pewno.
Skany z kliszy. Aparat Сменa. Jakość zadowalająca. Wartość wysoce sentymentalna.

 Pierwszą noc spaliśmy we wsi Husne. Jest mała i bardzo biedna. Dużo rodzin nosi to samo polskie nazwisko – Ilniccy. Gospodarzy – Ilnickich – u których mamy nocować, jeszcze nie ma w domu. Pracują w polu, wrócą przed wieczorem. Czekamy w miejscowym sklepiku, a po mnie już widać skutki gościnności.

Przy stole siedzi już dwóch pijanych mieszkańców wsi. Dowiaduję się, że mają jutro jechać do Polski, do pracy. Czekali na to całymi miesiącami, ale teraz trudno im się rozstać z domem. Smutki najlepiej utopić – mówią – i zapraszają nas do stołu.

Późnym popołudniem przychodzimy do naszych gospodarzy. Na stole niespodzianka: dopiero co wyjęty z pieca chleb, zacierka z ziemniaków i warzyw, słodkie drożdżowe ciasto. Pod stołem bawi się roczna dziewczynka o imieniu Diana – „jak ta księżna, co zginęła w wypadku”, objaśnia matka dziecka. Babka w tym czasie wyciąga z szafki kieliszki. Nasza odmowa wywołuje gwałtowny protest, więc po jakimś czasie rozwiązują się języki. Pytam o ich oczekiwania na najbliższe tygodnie. Nie potrafią odpowiedzieć. No więc może na najbliższe dni? To już łatwiej. Przede wszystkim mają nadzieję na dobre zbiory ziemniaków. Będzie wtedy lżej zimą. Lada dzień Diana wypowie swoje pierwsze słowa. Dwoje starszych dzieci czeka na pójście do szkoły. A jeśli chodzi o sytuację polityczną? Tymi sprawami Ilniccy się nie interesują. Zresztą skąd mają wiedzieć o aktualnych wydarzeniach? Telewizora nie mają, gazety docierają z opóźnieniem. Spod stołu wyłażą malutkie koty. Miaucząc, chodzą wokół nóg gospodarza. Chyba czekają na wieczorną miskę mleka.
Na zdjęciu jesteśmy razem z naszymi gospodarzami. Rodzina specjalnie ubrała się do zdjęcia w najlepszą odzież.




W drodze na Pikuj. Oprócz nas - kompletny brak turystów.

Pikuj, (Пікуй), dawniej Pikul – najwyższy szczyt Bieszczadów, o wysokości 1408 m n.p.m.

Ukraińskie połoniny wyglądają jak nasze.


I konie... piękny obrazek.

Wolność. To się czuje w górach.


Obrazki u nas już nawet wtedy niemal niespotykane.




Stary Sambor. Czas się zatrzymał.

5 komentarzy:

  1. Wspaniała podróż,piękny reportaż. Dobrze,że zachowały się zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W odpowiednim czasie zrobiłam skany. Dzięki, Mamo, za odwiedziny.

      Usuń
  2. Kopara opada , super klimat prawie jak u mojej babci . Pomyślał bym że ci ludzie są ubrani tak normalnie na co dzień , tymczasem
    czytam że ubrali się odświętnie . Maga ile miałaś wtedy lat ? , byłaś pełnoletnia . Piękne masz wspomnienia , fantastyczne klimaty choć życie ciężkie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam wtedy 20 lat, byłam po drugim roku studiów. Jechaliśmy pociągiem, również po stronie ukraińskiej. Wrażenie zrobili na mnie pasażerowie podróżujący razem ze świniami, bo akurat jechali na targ. No i szerokie tory.

      Usuń
  3. Uroczo wygląda dziewczyna z tych zdjęć :)
    Ciekawe czy pomimo ustroju który wtedy panował, ciężkich warunków życiowych, biedy, ci ludzi byli bardziej szczęśliwi niż my teraz. Przejrzałem zdjęcia dwukrotnie, klimat urzekający i bezpowrotny.

    OdpowiedzUsuń