27 maj 2019

III Skarżyski Maraton Pieszy "Nad Kamienną"

Data: 25 maja 2019
Trasa: Dąb Bartek - Świnia Góra - Dalejów - Brama Piekielna - Suchedniów - Michniów - Kamień Michniowski - Opal - Suchedniów - zalew Rejów
Długość trasy: 51 km
Zdjęcie grupowe maratonowe
Udział w maratonach świętokrzyskich powoli staje się stałym elementem roku kalendarzowego. Tym razem wybraliśmy się na maraton organizowany przez PTTK ze Skarżyska-Kamiennej.

Pojechaliśmy w trójkę: ja, Radek i Tomek. Tradycyjnie już w czasie piątkowej podróży zdecydowaliśmy się nieco pozwiedzać. Jako że Ania z grupy Świętokrzyskie Włóczęgi polecała nam lody w Iłży, właśnie tamtędy pojechaliśmy. Byłam już w Iłży, jednak nie miałam pojęcia, że z miasteczkiem tym wiąże się osoba Bolesława Leśmiana. Na początku skierowaliśmy się zatem do Izby Pamięci Bolesława Leśmiana, otwartej w maju 2017 roku, w Iłżeckim Roku Leśmianowskim, z inicjatywy władz miasta. Mieści się ona na pierwszym piętrze budynku przy placu 11 Listopada 2, nad Punktem Informacji Turystycznej. Gorąco polecam to miejsce, znajduje się tu wiele świetnych eksponatów, pamiątek, zdjęć.
Pudło z kapeluszami z epoki.

Mój ukochany poeta.
Gabinet poety zaaranżowany z wielką dbałością o szczegóły, podobnie jak biurko. Zgromadzono tu dziewiętnastowieczne książki z drukarni dziadka poety, Bernarda, jak również cenne egzemplarze „Chimery” i „Skamandra” z pierwodrukami utworów Leśmiana i pierwsze wydania jego tomów poetyckich.

Zdjęć mam bardzo dużo, ale może to na osobny wpis?

Archiwum ofiarowane przez panią Krystynę Brzechwę, córkę autora Akademii Pana Kleksa, zawiera cenne dokumenty, listy, fotografie i obrazy relacjonujące historię przodków i krewnych Bolesława Leśmiana, zasymilowanych Żydów polskich.

Kolejnym przystankiem była lodziarnia, gdzie w kącie stoi stolik z epoki Leśmiana, a wybór lodów jest tak duży, że ciężko się zdecydować, jaki smak wybrać.

Później udaliśmy się na zamek, po drodze mijając dom Sunderlandów przy ulicy Podzamcze. Poeta wielokrotnie gościł tu u swojej ciotki Gustawy Sunderland, z domu Lesman (siostry ojca poety) – od okresu przed pierwszą wojną światową najprawdopodobniej do początku lat 20. Latem 1917 roku Leśmian zakochał się tu z wzajemnością w przyjaciółce swojej kuzynki - Teodorze Lebenthal. Związek ten zaowocował cyklem erotyków "W malinowym chruśniaku".

A my wspinamy się na wzgórze zamkowe.


I na basztę.

Skąd roztaczają się na wspaniałe widoki na Iłżę i okolice.


To zamek biskupów krakowskich, który został zbudowany prawdopodobnie w latach 1326-1347 z inicjatywy biskupa krakowskiego Jana Grota.

Postanawiamy jeszcze przejść się na rynek. Po drodze mijamy taki oto stary młyn.

I przekraczamy Iłżankę - prawie jak w Wenecji.

Rynek:

Z ciekawostek: w 1607 roku na zamku zatrzymał się na trzy dni król Zygmunt III Waza. W 1637 roku Władysław IV spotkał się tu ze swoją późniejszą małżonką Cecylią Renatą.
Widok na zamek z rynku
A potem jedziemy do Skarżyska nad zalew Rejów. Tu śpimy w ośrodku wypoczynkowym i tu też jest zlokalizowane biuro maratonu. Radek udaje się do Muzeum Orła Białego, a my z Tomkiem wybieramy restaurację (bo w muzeum już byliśmy kiedyś).

Wieczorem jesteśmy jeszcze umówieni z kolegą Prusem na wizytę u nich i kociołek. Bardzo miłe spotkanie.


Na końcu odbiór pakietów. I można iść spać.

Rano wita nas wspaniała pogoda. Jest to dość niesamowite po dwutygodniowych opadach.

Trzema autobusami jesteśmy wiezieni na start. Kierowca umila nam czas, puszczając przeboje, ale na wyraźną prośbę w końcu poniechał tego czynu.


Start pod dębem Bartek, czyli w Zagnańsku. Gdy stanie się przed tą tablicą twarzą do kamery, to można pomachać tym, którzy obserwują to miejsce w necie.

To jeden z najstarszych dębów w Polsce, liczy sobie od 645 do 670 lat i jest chroniony prawem jako pomnik przyrody. Według jednej z legend, Jan III Sobieski i Marysieńka ukryli w Bartku skarby.

Tutaj słuchamy odprawy Grzegorza Kowalskiego, potem robimy zbiorowe zdjęcie i o 9 ruszamy!

Najpierw przez wieś Jasiów.


Potem długo, długo przez las, cały czas prosto w kierunku Świniej Góry. Poniżej przyjaciele z grupy Świętokrzyskie Włóczęgi, Stach i Ela.

foto Radek
Prosto, bo droga prosta, ale czy łatwo? Oj, nie. Miało być błoto, ale takiej wody to chyba nikt się nie spodziewał.

Skaczemy albo omijamy, ale i tak nie udaje się nie zamoczyć butów.

Po pierwszych 10 km Pierwszy Punkt Kontrolny przy leśniczówce Świnia Góra.

Okazujemy swoje karty do przypieczętowania, pijemy wodę i jemy ciasteczka.

I w drogę, prosto do Drugiego Punktu Kontrolnego.
Foto Z. Borowiec
Który zlokalizowany jest blisko Bramy Piekielnej.


O właśnie tej. Byłam tu z Niezależnymi cztery lata temu. Jak ten czas leci...
foto Michał Gancarczyk
A potem znów błoto i błoto, i błoto.

Zielony szlak się kończy, teraz idziemy według białych kropek organizatora.

Niestety przez wycięty las.
foto Radek
Jest gorąco i ani kawałka cienia.

Miejsce Pamięci Narodowej.

I droga, która powiedzie nas aż do Suchedniowa.

Niemiłosiernie się dłuży...

Przeskakujemy S7.

I czeka nas 6 km przez Suchedniów. To była naprawdę droga przez mękę!
I co ja robię tu, co ja tutaj robię.

Mauzoleum w Michniowie - Trzeci Punkt Kontrolny.

Wstrząsające miejsce pamięci - 12 lipca 1943 wieś została spacyfikowana przez niemiecką ekspedycję karną. Łącznie ofiarą dokonanej w Michniowie masakry padły co najmniej 204 osoby.

Jest duszno, wręcz parno. Obawiam się burzy, dlatego poganiam swoich towarzyszy. Dosyć szybko udaje nam się dotrzeć na Kamień Michniowski.

I znów przez błota!

Do ostatniego Punktu Kontrolnego, gajówka Opal.


foto od Organizatora
Chyba tym razem los nas oszczędzi i burza ominie nas.

Dworzec w Suchedniowie, 45 kilometr. Znów musimy odnaleźć białe kropki organizatora.

foto Radek
Mijamy kościół, dochodzimy do oczyszczalni ścieków i za białymi kropkami dochodzimy do rzeki Kamionki.
Król dłubiący w nosie (moim zdaniem)

Tym razem i mnie dopada zniechęcenie, wszystko przez kontuzję stopy. Trzeba będzie jakoś dokuśtykać.


Żółtym szlakiem prosto do zalewu Rejów.

I... meta. Meldujemy się na niej chwilę po godz. 20, dwie godziny przed końcem limitu czasowego.
foto Z. Borowiec
Warto było znowu trochę powalczyć z samym sobą. Pragnę jeszcze dodać, że lenistwo i zmęczenie (po trochu tego i tego) nie pozwoliło mi dotrzeć na ognisko, ale ognisko w postaci usmażonych kiełbasek dotarło do mnie :)

I nastała niedziela, śniadanie i maratończyków rozmowy.

Trwają przygotowania do gali medalowej.

A nam jest chyba za mało chodzenia, bo idziemy na spacer. Poniżej Kamionka.

Restauracja przy ośrodku wypoczynkowym.

Zalew.

I wreszcie gala medalowa. Są uściski, gratulacje, medale, dyplomy, losowanie nagród...

Nawet piesek dostał dyplom.

Kolejny medal. Za co ten medal? Za walkę, którą się ma w głowie przez większości dystansu.

foto Radek
Po gali nadszedł czas na powrót do domu, ale najpierw mała wycieczka - do Wąchocka. Zaczęliśmy od opactwa cystersów, które istnieje już od 1179 roku. W skład niego oprócz klasztoru wchodzi kościół św. Floriana.
 Kapitularz:

Ogrody klasztorne:

Sparkiem udaliśmy się do alei prowadzącej do pomnika sołtysa. Cały chodnik pokrywają tabliczki ze słynnymi wąchockimi kawałami.


Pomnik został odsłonięty 28 czerwca 2003. Autorem jest kielecki artysta Sławomir Micek. W 1994 Wąchock odzyskał prawa miejskie i urząd wójta został zastąpiony urzędem burmistrza. Towarzystwo Przyjaciół Wąchocka wymyśliło więc postać honorowego sołtysa Wąchocka, który wybierany jest tradycyjnie od tamtego roku. Sołtys trzyma telefon komórkowy, a w drugiej ręce - koło, co jest nawiązaniem do dowcipu o rzekomym sposobie wybierania w Wąchocku sołtysa - puszcza się z najwyższej górki koło od furmanki; w czyją chałupę uderzy - ten zostaje sołtysem.

I jeszcze krótki spacer nad zalew, zaporę i rzekę.



Ruiny zespołu fabrycznego: dom zarządu, tzw. pałac Schenberga.
Kamienna
Niedaleko pomnika sołtysa znajduje się niewielki sklep z parasolami na zewnątrz, gdzie można zakupić piwo "Sołtys wąchocki". Oczywiście skorzystaliśmy z okazji.
foto Radek

Po tej wycieczce naprawdę zgłodnieliśmy. Postanowiliśmy wrócić do Skarżyska do baru orientalnego "Sajgonka". Naprawdę spore porcje.

I tak oto zakończył się kolejny nasz wyjazd na maraton pieszy w świętokrzyskiem. Był naprawdę udany. Do następnego maratonu!

4 komentarze:

  1. Prawdziwy turystyczny duch - nie tylko maraton, ale i solidne zwiedzanie okolicy. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łażenie dla łażenia to dla mnie za mało. Rzeczywiście na sportowca się nie nadaję, wolę być turystą.

      Usuń
  2. Świetna impreza! I całość wkołoimprezowa także. Do Iłży i Wąchocka muszę koniecznie wrócić.

    OdpowiedzUsuń