7 kwi 2019

Zawadka Rymanowska, Słowacja i górskie uzdrowiska

Data: 5-7 kwietnia 2019
Trasa: Dukla - Zawadka Rymanowska - Bardejov - Bardejovské Kúpele - Svidnik - Ladomirová - Bodružal - Iwonicz-Zdrój - Rymanów-Zdrój

Wyjazd do Zawadki zaplanowany został z okazji 45-lecia naszego klubu Niezależnych.
Choć termin i miejsce znane były od dawna, to plan pobytu okazał się już raczej spontaniczny i wynikał z upodobań poszczególnych uczestników.

Bardejowski rynek z wieży kościoła
Oprócz sporej reprezentacji Niezależnych, przyjechało też sześć osób z zaprzyjaźnionych Rowerowych Włóczykijów, choć bez Skoreda, który pojechał na Przedwiośnie, tym razem jako obsługa wolontariacka maratonu. Jechaliśmy autami, więc poszczególne grupki dojeżdżały o innych porach. My wyruszyliśmy późnym rankiem, z Ignacym, Bigosem, Basią i Marysią, dla której był to pierwszy wyjazd po dłuższej nieobecności. Po drodze odwiedziliśmy Duklę.
Ratusz w Dukli z 2 połowy XIX w.
Pamiętam ją z moich wędrówek z czasów harcerskich i mam wrażenie, że czas się tam zatrzymał. Senne miasteczko z ratuszem rodem z westernu. Dukla została ciężko doświadczona historycznie, najbardziej znane wydarzenie to oczywiście operacja karpacko-dukielska, znana też jako bitwa o Przełęcz Dukielską, czyli wielka operacja wojskowa Armii Czerwonej we wrześniu i październiku 1944 r. w okolicach Przełęczy Dukielskiej. Od świtu 8 września do 30 listopada 1944 teren ten stał się miejscem walk i pochówku około 99 tys. żołnierzy Armii Czerwonej głównie Ukraińców, Słowaków oraz żołnierzy niemieckich. 
Straty wojsk sowieckich wyniosły ok. 123 000 zabitych, rannych i zaginionych. Wojska czechosłowackie straciły ok. 6500 żołnierzy, natomiast straty niemieckie i węgierskie szacuje się na prawie 70 000 ludzi. Operację dukielską zaliczono do najbardziej krwawych epizodów II wojny światowej na ziemiach polskich, a jedno z miejsc walk w pobliżu Chyrowej, gdzie toczyła się krwawa bitwa pancerna, nazwano „Doliną Śmierci”.
Jedna z rzeźb, które powstały w ramach projektu „Słowiańscy bliźniacy” – mozaika tradycji. Odnajdywanie podobieństw w kulturze polskiej i słowackiej.
Potem pojechaliśmy już do chatki w Zawadce Rymanowskiej.




Dzień zwieńczyliśmy wspólnym ogniskiem.



W sobotę część osób udała się w góry, część postanowiła leniuchować w chatce, nasza grupa zaś, razem z Rowerowymi Włóczykijami, udała się na wycieczkę na Słowację. 

Jakiś zamek widziany z drogi
Zaczęliśmy od Bardejowa, czyli słowackiej perełki na liście UNESCO.
Pierwsza pisemna wzmianka o Bardejowie, którą tworzy zapis w tzw. Kronice Ipatijewskiej, pochodzi z 1241. Kolejna wzmianka pisemna, której kopia znajduje się w bardejovskim Archiwum Powiatowym, pochodzi z roku 1247. W dokumencie tym król Bela IV rozstrzyga spory zaistniałe między niemieckimi osadnikami z Preszowa a bardejowskimi cystersami.

Najpierw wspięliśmy się na mury obronne. 


 W XIV w. król Karol Robert Andewageński nadał miastu liczne przywileje, a co za tym idzie, zyskało ono większe znaczenie, zaczęło się bogacić, otrzymało też system fortyfikacji, które miało zapewnić mu bezpieczeństwo oraz niezależność.




Historyczne centrum Bardejowa w 1950 r. zostało ogłoszone miejskim rezerwatem antropologicznym. W kolejnych latach podejmowano starania o to, by odrestaurować miasto z zachowaniem jego dawnego charakteru. 30 listopada 2000 roku podjęto decyzję o wpisaniu Bardejowa na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ochroną objęte zostało historyczne centrum miasta oraz zespół budynków synagogi. W 2001 roku Bardejów wraz z miastami Keżmarok, Lewocza i Stara Lubowla podpisały deklarację i wspólnie stworzyły Stowarzyszenie „Słowackie miasta królewskie – renesans”.



W centralnej części placu znajduje się gotycko-renesansowy budynek dawnego ratusza, pochodzący z XVI wieku, którego budowę ukończono w 1509 r. Uznawany jest za pierwszy na Słowacji budynek stworzony w renesansowym stylu.

Plac Ratuszowy ma wymiary 260×80 metrów i otoczony jest 46 jednopiętrowymi kamienicami ze spadzistymi dachami. Od północy zamyka go gotycka Bazylika Mniejsza św. Idziego z charakterystyczną, wysoką dzwonnicą. 

 I tam właśnie udaliśmy się w pierwszej kolejności. Wstęp do bazyliki i na wieżę – 3 euro. Wieża ma 76 m wysokości i należy do najwyższych na terenie całej Słowacji. Ma 6 pięter, na 4 umieszczone są dzwony o imionach Jan oraz Urban pochodzące z 1995 r. oraz dzwon Signum z 1625 r., platforma widokowa znajduje się na 6.



To my na wieży

Widoki stąd wspaniałe, ale wnętrze bazyliki zrobiło na mnie wrażenie jeszcze większe. Budowę kościoła rozpoczęto na początku XV wieku, w miejscu klasztoru cystersów. Świątynia otrzymała kształt wspaniałej trzynawowej bazyliki gotyckiej. Budowa kościoła została zakończona zasklepieniem głównej nawy w latach 1513–1518.


Jest to budynek o prostych kształtach, ale skrywa bogactwo cennych szczegółów i dzieł artystycznych. W zespole 11 późnogotyckich ołtarzy skrzydłowych, zbudowanych w latach 1460–1520, za najcenniejszy uważa się boczny ołtarz Narodzenia Pańskiego. Można tu też obejrzeć chrzcielnicę z brązu pochodzącą z 1485 r., gotyckie i renesansowe ławy, żyrandole z XV w., i neogotycki ołtarz.
Trochę zaczęło niestety kropić, ale mieliśmy kurtki od deszczu, więc kontynuowaliśmy zwiedzanie. Udaliśmy się na ulicę Johna Lennona, przy której znajduje się jednorodzinny dom z podobiznami muzyków legendarnego zespołu The Beatles oraz nuty słynnej piosenki Hey Jude. 






A z drugiej strony – ogródek z głazami, na których znajdują się tytuły najsłynniejszych piosenek i albumów.



Synagoga.


Ciekawostka – Bardejów posiadał własnego kata, który od miasta otrzymał dom oraz pensję.

Dom kata
 Przed Domem Polskim znajduje się biało-czerwona ławeczka.




Kolejnym przystankiem naszej wycieczki było uzdrowisko Bardejowskie Kupele (słow. Bardejovské Kúpele albo też Bardejów-Zdrój). 

Zaczęliśmy od obiadu, jako że kiszki marsza grały. Nie byliśmy wybredni, weszliśmy do pierwszej napotkanej restauracji. Byliśmy z psem, więc siedliśmy sobie na zewnątrz, skąd mieliśmy „widok” na jeden z domów uzdrowiskowych i na coraz śmielej poczynający sobie deszcz.

Co do obiadu zdania mieliśmy podzielone. Zupy – czosnkowa i żur z grzybami – wyśmienite, drugie dania zaś – smażony ser i haluszki z bryndzą raczej nie były popisowym daniem kucharza. 


Mimo deszczu, ruszyliśmy uzdrowiskowym traktem.



Właściwości lecznicze tej miejscowości uzdrowiskowej znane są od XVI wieku, jednak największy rozkwit przeżyło w XIX w. Źródła wody leczniczej mają tu bardzo różny skład (o charakterze kwasowym, zasadowym, z niewielką zawartością sodu, żelaziste, węglanowe ze śladami siarkowodoru), który jest podobny do wód w pobliskiej Krynicy-Zdroju, czyli miejsca mojego urodzenia. Skojarzeń z Krynicą miałam więcej, ale raczej na zasadzie kontry.  W Kupelach leczyli się m.in. żona Napoleona Bonaparte Maria Luiza, car Aleksander I, a także Sissi – żona cesarza Franciszka Józefa. A jednak, choć takie znane, w porównaniu z Krynicą robiło wrażenie opuszczonego. Może to kwestia pory roku? 
Nawet główna pijalnia wód była o tej porze dnia zamknięta, mogliśmy więc oglądać ją tylko z zewnątrz. 


Ze zwiedzania najstarszego skansenu na Słowacji zrezygnowaliśmy sami, a to za sprawą deszczu. Skansen pokazuje budownictwo oraz kulturę ludową regionu górnego Szariszu i terenów północnego Zemplina. Znajduje się tu przepiękna cerkiewka. Może uda się tu podjechać w innym, cieplejszym terminie, bo muzeum wydaje się interesujące.





Mijane domy uzdrowiskowe i wille, choć ciekawe architektoniczne, każdym centymetrem muru krzyczały o tym, że czasy świetności mają już raczej bezpowrotnie za sobą.

Sentencja łacińska Trahit sua quemque voluptas - Każdy ulega swoim namiętnościom






Park zrobił przyjemniejsze wrażenie, m.in. za sprawą tej drewnianej kładki.








W kanale Ignac dostrzega zwierzę… Nie mamy pewności, czy śpiące, czy żywe, na wszelki wypadek oddalamy się.


Kończymy spacer i jedziemy dalej. Jest prośba o szybkie zakupy, więc czemu nie. Moją zdobyczą jest ta przepyszna czekolada, w Polsce jeszcze jej nie widziałam.

Kolejny przystanek to Svidnik. Deszcz leje, ale jesteśmy twardzi. Zatrzymujemy się koło muzeum uzbrojenia z II wojny światowej.
Zwiedzamy jego część otwartą, zaczynając od pomnika Armii Radzieckiej z 1954 r. To 7-metrowa  iglica zwieńczona pięcioramienną gwiazdą. U jej stóp stoi radziecki żołnierz z brązu. Po bokach znajdują się rzeźbiarskie sceny przedstawiające powitanie radzieckich wyzwolicieli przez naród czechosłowacki. Podobną treść mają płaskorzeźby przy bramie. 






Znajdźcie mi człowieka, który nie będzie tu stał z zadartą głową i rozdziawioną gębą. Te pomniki naprawdę miały rozmach.





Szkoda, że w Polsce likwiduje się relikty poprzedniego ustroju, szkoda, bo żadnej historii nie da się wymazać ani zamazać.
Za pomnikiem znajduje się cmentarz, gdzie pochowano ponad 9000 żołnierzy, poległych jesienią 1944. Obok znajduje się wystawa plenerowa ciężkiej techniki wojskowej. Między działami i transporterami stoi samolot, i to nie byle jaki, bo Dakota. Zachodzimy w głowę, jak on mógł w ogóle unieść się z ziemi. 






W drodze powrotnej chcę jeszcze pokazać wycieczkowiczom dwie piękne cerkiewki wpisane na listę UNESCO.
Pierwsza znajduje się we wsi Ladomirová, to drewniana cerkiew greckokatolicka św. Michała Archanioła z 1742 r. 




Na cmentarzyku znajduję grób z napisem, który dosłownie chwyta mnie za gardło. Jak pięknie i prosto można kogoś pożegnać…


Druga cerkiew znajduje się we wsi Bodružal. To cerkiew św. Mikołaja pochodząca z 1658 roku. Jest to cerkiew łemkowska typu północno-zachodniego. Składa się z trzech pomieszczeń – nawy, prezbiterium i babińca. Tę potrójność akcentuje na zewnątrz zróżnicowana wysokość cebulastych, pękatych wieżyczek.





Przemoczeni rezygnujemy już z przystanku na polu bitwy dukielskiej, widzimy ją tylko przez okna samochodów.

W Zawadce Jędrek zaserwował nam wspaniały gorący żurek z kiełbasą, boczkiem, chrzanem, ziemniakami i jajami. W zasadzie można było poczuć przedsmak zbliżającej się Wielkanocy.
Teraz o samej chatce. 

To prawdziwa łemkowska chyża, zbudowana na początku wieku XX. W spichlerzu, jedynym we wsi, przed II wojną światową mieścił się mały sklep. W czasie wojny podobno robił za schronienie dla towarzysza Wiesława, czyli Władysława Gomułki, pochodzącego z pobliskiego Krosna.  I jak dalej można wyczytać w opisie na stronie chatki: „Chata wytrzymała Akcję Wisła i XXX-lecie SKPB. Jej niezależność zapewniona, boć inne zabudowania w odległości odpowiedniej się mieszczą, sąsiedzi życzliwi i przyzwyczajeni, a chyża, sypańczyk, wygódka i 0,89 morgi ziemi wokół (0,5 ha) są wyłączną i pełną własnością OA PTTK w Lublinie, a w suwerennym władaniu SKPB się znajdują”.
Kilka zdjęć.






W niedzielę rano, korzystając z poprawiającej się pogody, wybraliśmy się na krótki spacer po okolicy.










Cergowa z wieżą widokową



Cerkiew Narodzenia Bogurodzicy w Zawadce, wzniesiona z drewna w 1855 r.

Jeszcze chwila na zdjęcia, zwłaszcza to grupowe.



Potem pożegnaliśmy się i znów każdy wybrał własną drogę. W gronie takim jak poprzedniego dnia wybraliśmy się do dwóch uzdrowisk. Jako pierwsze – Iwonicz Zdrój, czyli jedno z najstarszych polskich uzdrowisk, znane od 1578. 



W centrum miasta są drewniane wille i pensjonaty z XIX wieku, które wzorowano na modnym w tym czasie budownictwie uzdrowiskowym Szwajcarii.

Skusiliśmy się na miejscowe pyszne lody, dla mnie pierwsze w tym roku.
Sufit pijalni, bardzo piękny.



Park zdrojowy.







Na koniec pojechaliśmy do Rymanowa-Zdroju.
Powitał nas wesoły gronostaj, który pojawia się, to znów znika w norce, po czym znów pojawia się w innym miejscu. Musi tu mieć niezwykle rozbudowaną sieć korytarzy. 


W 1872 r. Anna i Stanisław Potoccy podpisali kontrakt kupna Rymanowa. 16 sierpnia 1876 r. podczas spaceru Anny Potockiej z dziećmi jeden z synków Józef odkrył źródło leczniczej wody. 

Potocka
 Tu również spacerujemy deptakiem, podziwiając uzdrowiskowe pensjonaty i wille. 






W przeciwieństwie do Bardejovskich Kúpeli oba uzdrowiska tętnią życiem.


Po spacerze zjedliśmy jeszcze obiad i ruszyliśmy w powrotną drogę do domu.
Wyjazd bardzo fajny, ciekawy turystycznie, miło wrócić do miejsc, w których mieszka tyle moich wspomnień. Beskid Niski, wspaniały, spokojny, niezadeptany, i Słowacja, do której zawsze chętnie wracam. 



A czyja to chyża (chata),
Stojit pry dołyni,
Czyje to diúczatko,
Szyje na maszyni.

Maszyna terkocze,
A diúczatko płacze,
Werny mi sia werny,
Mij myłuj kozacze.

Ne úernu ne wernu,
Bo ne mam ku komu,
Łyszyw-jem (porzuciłem) diúczatko,
Łem sam ne znam komu.

Jak my sia lubyły,
Suchy werby cwiły (wierzby kwitły),
Jak my perestały,
Zełeny ziwjały.

Jak my sia lubyły,
Rybko moja rybko,
Teraz sia na tebe,
Posmotryty brydko.



(piosenka łemkowska)

10 komentarzy:

  1. Łał, ile atrakcji mieliście...Super...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napięty harmonogram, to fakt. Ale rzeczywiście było bardzo ciekawie.

      Usuń
  2. Mnóstwo ciekawostek - i nowych dla mnie i sentymentalnych powrotów. Lubię takie relacje. Ale na widok wieży na Cergowej serce boli. Próbuję sobie wmawiać, że ona ma sens, ale czy ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dane nam było wleźć na Cergową i sprawdzić kwestię wieży osobiście - zbyt duże błoto. Mam mieszane uczucia co do wież, z jednej strony to spora ingerencja w naturalny krajobraz, z drugiej zaś, z góry widać lepiej, a poza tym zachęca to ludzi do turystyki, co pochwalam.

      Usuń
  3. Dzięki za opis, ilość poległych przytłacza. Fajny wypad, też lubię poszwendać się z moją połówką po Słowackich miasteczkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście to miejsca naprawdę krwawej historii i jest to przytłaczające. Dzięki, Tedziu, za odwiedziny. Lubimy Słowację, ale bardziej Czechy i w tym roku chyba znów pojedziemy.

      Usuń
  4. Ten zamek to hrad Zborow, czyli zamek Zborów, fajne miejsce ale choć widać je z drogi to dojechać tam niełatwo. Lepiej podejść piechotą, choć rozpaczliwie brakuje parkingu.

    Bardejów jest świetny, szalenie lubię to miejsce, choć nie bardzo mogę zapomnieć Słowakom ataku na Polskę u boku Hitlera.

    Poległych było by mniej gdyby nie rozkazy Stalina. Dla Czechów i Słowaków (pamiętajmy że to państwo powstało po II wojnie) było tym czym dla nas Lenino. Bynajmniej nie sprawdzianem męstwa, ale hekatombą oddziałów którym Stalin i komuniści nie do końca ufali.

    Wiesz u nas nie likwiduje się pomników, ale usuwane są ślady zniewolenia. Armia Czerwona nie przyniosła nam wolności, więc nie mamy powodów by pozostawiać świadectwa jej wątpliwej chwały.

    Pozostałe miejsca fajnie było oglądać twoimi oczyma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój głos, zgadzam się z nim, jako że od lat sporo czytam na temat II wojny i czasów późniejszych. Natomiast nie popieram usuwania jakichkolwiek śladów zniewolenia. Dla wielu ludzi są one ważne, stanowią dowodów czasów, które na zawsze zmieniły ich życie.

      Usuń
    2. o tym, że jest to Zborów, wiedziałam, bo spojrzeliśmy na mapę podczas jazdy, ale przyznaję się, że podczas pisania posta nie chciało mi się drugi raz sprawdzać. Był plan wejścia tam, ale akurat trwała w najlepsze ulewa.

      Usuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń