14 kwi 2019

II Wiosenny spływ kajakowy Wartą

Data: 12-14 kwietnia 2019
Trasa: Bobry - Ważne Młyny - Wąsosz Górny
Rzeka: Warta
Długość trasy: 47 km

foto od Łysego
Wyjazd od dawna zapowiadany. Druga edycja wiosennego spływu na Warcie, czyli wydarzenie zainicjowane przez Wojtka (Chi). W tamtym roku odpuściłam ze względu na pieszy maraton Przedwiośnie, w tym roku żadna siła nie była w stanie mnie powstrzymać, zwłaszcza że data spływu tym razem przypadła na połowę kwietnia, co miało zwiększyć szansę na ładną pogodę. W życiu żeśmy się tak nie pomylili :D
Ale po kolei.
Dzień 1 - piątek.
Ze względu na dość długą drogę postanowiłam wziąć dzień urlopu. Z tego też względu z Lublina mogliśmy wyjechać z Włodkiem (mlodek) już o 12. Włodek przyjechał po mnie z Siedlec, za co mu jestem wdzięczna, bo odpadł mi problem dojazdu z kajakiem. Po drodze omówiliśmy jakieś pięćdziesiąt różnych tematów, co znacznie skróciło, przynajmniej w odczuciu, podróż. Na miejsce biwaku przyjechaliśmy o 17, zastając Wojtka i przemiłych ludzi z firmy KAJAKOWO, a dzięki ich uprzejmości mogliśmy rozbić obozowisko na ich terenie - kawałek plaży, opał, miejsce na ognisko i stary budynek gospodarczy to warunki, jakich było nam trzeba.


Prognozy były nieubłagane - zapowiadane opady deszczu i śniegu zapędziły nas z namiotami pod dach.



W międzyczasie zaczęli zjeżdżać się inni, Damian (miandas), Paweł (Łysy), Maciej. Jak dotąd chyba nie spałam pod dachem w namiocie, ale wszystkiego trzeba w życiu spróbować.
foto od Łysego
Nadszedł czas na ognisko i kucharzenie. Obiecaliśmy z Damianem pieczonki z kociołka, więc trzeba się było wziąć za obieranie, krojenie i upychanie do gara.
Foto od Łysego
 Dzięki pomocnikom (Maciej - mistrz obierania ziemniaków) szło to jednak szybko.

Przepis nie jest tajny, więc popatrzcie na składniki.

Nie będę ściemniać, że było ciepło - pogodowo. 

Ale ogień i atmosfera były naprawdę gorące.
foto od Łysego
 Proszę - luksus.
 Dzień 2 - sobota.
 Rano przywitała nas śnieżyca.

Niby znaliśmy prognozy, ale chyba każdy do ostatniej chwili miał nadzieję, która szybko umarła. Na szczęście śniadanie zawsze krzepi, no i gorąca kawa.
foto od Łysego
Ale nie w takich warunkach już każdy pływał, więc pojechaliśmy na start w Bobrach.

Niektórzy szybko zeszli na wodę.

Innym się nie spieszyło.

A tymczasem przestało sypać, a zaczęło padać. 


W końcu, gdy już dojechali wszyscy zapowiadani uczestnicy, ruszyliśmy.

Marzłam jak jasna cholera. Zwłaszcza w palce u rąk. Ale nie byłam w tym uczuciu osamotniona.

foto od Łysego
 Gdy płynęliśmy tu z Damianem po raz pierwszy, był zielony, ciepły maj.

Pierwsza przenoska - w Łęgu.

Jest chwila na gorącą herbatę.

I rozprostowanie kości.

W pobliżu zawsze widzę Damiana i Włodka, dzięki za zaopiekowanie się.

Mimo ponurej aury, widać wiosnę, i to jest naprawdę pozytywne.

Gdy płynę w moim dmuchańcu, deszcz pada do środka, ale jest mi cieplej od podłogi niż w polietylenie. Nie to że na siłę szukam pozytywów, to stwierdzony fakt. :D

Mijamy piękne brzegi i lasy.

Poniżej brat:

A tutaj Raczek i Łysy (w zielonym solarze):

I drugi z Wojtków (po lewej):


A to Włodek, który testuje swoją kanadyjkę o bardzo wdzięcznej nazwie:

Lubię to zdjęcie, lubię takie klimaty.

Kolejna przenoska, Zakrzówek Szlachecki. Wita nas ponownie KAJAKOWO i to na bogato - przyczepka do przewozu kajaków, gorąca herbata i ciasteczka.

Ponieważ są wszyscy - robimy wspólne grupowe zdjęcie.
Foto od Chi
I znów na wodę. To mój pierwszy spływ w tym roku, czuję się trochę zmęczona.

Fizycznie, bo psychicznie odpoczywam, jak to zwykle na wodzie czy w lesie.

Maciej pociesza, że wkrótce ogrzejemy się przy ognisku.

Dzisiejszy odcinek to 30 km. Postanawiamy z Włodkiem, że aby nie wracać jutro po ciemku do Lublina, jutrzejszy odcinek skrócimy. Z wszystkich przyjezdnych mamy zdecydowanie najdalej.


Dopływamy do sobotniej mety, czyli obozowiska w Ważnych Młynach.

Dzisiejszy kociołek był pomysłem Macieja, który przywiózł wołowinę, paprykę, pomidory, wino... jednak ponieważ zostało nam trochę składników z wczoraj, wymieszaliśmy wszystko, tworząc potrawę polsko-francusko-węgierską. 
foto od Łysego
Dojechał jeszcze do nas Artur, z którym nie widziałam się kupę czasu, choć na szczęście często rozmawiamy.
foto od Artura
A Wojtek, jak św. Mikołaj, rozdał zamówione wcześniej spływowe koszulki.
foto od Artura
Dzień 3 - niedziela.
I tym razem prognozy się sprawdziły, a że były dobre - zobaczyliśmy słońce.

 Po rozstawieniu samochodów zeszliśmy na wodę.
foto od Chi
 Po 300 metrach przenoska w Ważnych Młynach. Dwóch śmiałków zdecydowało się pokonać ją wodą. Łysy i Artur. Z sukcesem.


foto od Chi


Wreszcie jest ciepło, a dzięki wczorajszym opadom zazieleniło się i rozkwieciło.

Poniżej Artur.

Bardzo podoba mi się ten odcinek. 


Pamiętam go sprzed trzech lat, wtedy był jeszcze bardziej urokliwy, bo bardziej wiosenny.








foto od Łysego
Gadamy po drodze, a to z Arturem, a to z Łysym.



Artur i Maciej (po prawej).




Płynie się świetnie, aż szkoda, że razem z Włodkiem zakończymy nieco wcześniej.

Jednak jest to rozsądna decyzja, biorąc pod uwagę długość trasy do domu.
Piękne lasy.

I drzewka, jakie lubię.


Są też odcinki bardziej "szuwarowe". Nie słychać jeszcze trzciniaków. W maju będą się tu darły na całego. Poniżej Łysy.


Troszkę wieje. Jednak nas nie zwieje.
 




foto od Damiana
Piękne skarpy. Wszyscy wyciągają aparaty.

Poniżej Piotrek.


Spłynęliśmy kilka fajnych bystrzy. Wody było wystarczająco, by nie zawiesić się na kamieniach i mieć trochę frajdy.
foto od Łysego

Za mną w tle ujście Liswarty.
foto od Damiana
Meta moja i Włodka. Wąsosz.

Chwila przerwy, po czym żegnamy się. Reszta płynie dalej, do Działoszyna. My pakujemy się.  

ja i brat



Kanadyjka na dachu, dmuchaniec w aucie. Czas do domu.

Dziękuję wszystkim za spotkanie, za posiadówy przy ognisku, za rozmowy, wspólne płynięcie. Wojtkowi przede wszystkim za pomysł i organizację, zwłaszcza logistyki na miejscu, Włodek - dzięki za wspólną podróż i pogaduchy. Kajakowo.net polecam - przemili, życzliwi ludzie. 

2 komentarze:

  1. Ja bym chyba nawet z domu nie wyruszyła w taką pogodę, a tu jednak spływ się udał. Zuch, dziewczyna. Pozostali również.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szacun.
    Potwierdzam, dmuchawce są cieplejsze od skorup, w Mojej MarzenieAnnie też mi stópki nie marzły ostatnio, choć w łapki było nieciekawie i ograniczyłem liczbę zdjęć.

    Świetna trasa!

    OdpowiedzUsuń