Trasa: Bobry - Ważne Młyny - Wąsosz Górny
Rzeka: Warta
Długość trasy: 47 km
foto od Łysego |
Ale po kolei.
Dzień 1 - piątek.
Ze względu na dość długą drogę postanowiłam wziąć dzień urlopu. Z tego też względu z Lublina mogliśmy wyjechać z Włodkiem (mlodek) już o 12. Włodek przyjechał po mnie z Siedlec, za co mu jestem wdzięczna, bo odpadł mi problem dojazdu z kajakiem. Po drodze omówiliśmy jakieś pięćdziesiąt różnych tematów, co znacznie skróciło, przynajmniej w odczuciu, podróż. Na miejsce biwaku przyjechaliśmy o 17, zastając Wojtka i przemiłych ludzi z firmy KAJAKOWO, a dzięki ich uprzejmości mogliśmy rozbić obozowisko na ich terenie - kawałek plaży, opał, miejsce na ognisko i stary budynek gospodarczy to warunki, jakich było nam trzeba.
Prognozy były nieubłagane - zapowiadane opady deszczu i śniegu zapędziły nas z namiotami pod dach.
W międzyczasie zaczęli zjeżdżać się inni, Damian (miandas), Paweł (Łysy), Maciej. Jak dotąd chyba nie spałam pod dachem w namiocie, ale wszystkiego trzeba w życiu spróbować.
foto od Łysego |
Foto od Łysego |
Przepis nie jest tajny, więc popatrzcie na składniki.
Nie będę ściemniać, że było ciepło - pogodowo.
Ale ogień i atmosfera były naprawdę gorące.
foto od Łysego |
Dzień 2 - sobota.
Rano przywitała nas śnieżyca.
Niby znaliśmy prognozy, ale chyba każdy do ostatniej chwili miał nadzieję, która szybko umarła. Na szczęście śniadanie zawsze krzepi, no i gorąca kawa.
foto od Łysego |
Niektórzy szybko zeszli na wodę.
Innym się nie spieszyło.
A tymczasem przestało sypać, a zaczęło padać.
W końcu, gdy już dojechali wszyscy zapowiadani uczestnicy, ruszyliśmy.
Marzłam jak jasna cholera. Zwłaszcza w palce u rąk. Ale nie byłam w tym uczuciu osamotniona.
foto od Łysego |
Pierwsza przenoska - w Łęgu.
Jest chwila na gorącą herbatę.
I rozprostowanie kości.
W pobliżu zawsze widzę Damiana i Włodka, dzięki za zaopiekowanie się.
Mimo ponurej aury, widać wiosnę, i to jest naprawdę pozytywne.
Gdy płynę w moim dmuchańcu, deszcz pada do środka, ale jest mi cieplej od podłogi niż w polietylenie. Nie to że na siłę szukam pozytywów, to stwierdzony fakt. :D
Mijamy piękne brzegi i lasy.
Poniżej brat:
A tutaj Raczek i Łysy (w zielonym solarze):
I drugi z Wojtków (po lewej):
A to Włodek, który testuje swoją kanadyjkę o bardzo wdzięcznej nazwie:
Lubię to zdjęcie, lubię takie klimaty.
Kolejna przenoska, Zakrzówek Szlachecki. Wita nas ponownie KAJAKOWO i to na bogato - przyczepka do przewozu kajaków, gorąca herbata i ciasteczka.
Ponieważ są wszyscy - robimy wspólne grupowe zdjęcie.
Foto od Chi |
Fizycznie, bo psychicznie odpoczywam, jak to zwykle na wodzie czy w lesie.
Maciej pociesza, że wkrótce ogrzejemy się przy ognisku.
Dzisiejszy odcinek to 30 km. Postanawiamy z Włodkiem, że aby nie wracać jutro po ciemku do Lublina, jutrzejszy odcinek skrócimy. Z wszystkich przyjezdnych mamy zdecydowanie najdalej.
Dopływamy do sobotniej mety, czyli obozowiska w Ważnych Młynach.
Dzisiejszy kociołek był pomysłem Macieja, który przywiózł wołowinę, paprykę, pomidory, wino... jednak ponieważ zostało nam trochę składników z wczoraj, wymieszaliśmy wszystko, tworząc potrawę polsko-francusko-węgierską.
foto od Łysego |
foto od Artura |
foto od Artura |
I tym razem prognozy się sprawdziły, a że były dobre - zobaczyliśmy słońce.
Po rozstawieniu samochodów zeszliśmy na wodę.
foto od Chi |
foto od Chi |
Wreszcie jest ciepło, a dzięki wczorajszym opadom zazieleniło się i rozkwieciło.
Poniżej Artur.
Bardzo podoba mi się ten odcinek.
Pamiętam go sprzed trzech lat, wtedy był jeszcze bardziej urokliwy, bo bardziej wiosenny.
foto od Łysego |
Artur i Maciej (po prawej).
Płynie się świetnie, aż szkoda, że razem z Włodkiem zakończymy nieco wcześniej.
Jednak jest to rozsądna decyzja, biorąc pod uwagę długość trasy do domu.
Piękne lasy.
I drzewka, jakie lubię.
Są też odcinki bardziej "szuwarowe". Nie słychać jeszcze trzciniaków. W maju będą się tu darły na całego. Poniżej Łysy.
Troszkę wieje. Jednak nas nie zwieje.
foto od Damiana |
Poniżej Piotrek.
Spłynęliśmy kilka fajnych bystrzy. Wody było wystarczająco, by nie zawiesić się na kamieniach i mieć trochę frajdy.
foto od Łysego |
Za mną w tle ujście Liswarty.
foto od Damiana |
Chwila przerwy, po czym żegnamy się. Reszta płynie dalej, do Działoszyna. My pakujemy się.
ja i brat |
Kanadyjka na dachu, dmuchaniec w aucie. Czas do domu.
Dziękuję wszystkim za spotkanie, za posiadówy przy ognisku, za rozmowy, wspólne płynięcie. Wojtkowi przede wszystkim za pomysł i organizację, zwłaszcza logistyki na miejscu, Włodek - dzięki za wspólną podróż i pogaduchy. Kajakowo.net polecam - przemili, życzliwi ludzie.
Ja bym chyba nawet z domu nie wyruszyła w taką pogodę, a tu jednak spływ się udał. Zuch, dziewczyna. Pozostali również.
OdpowiedzUsuńSzacun.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, dmuchawce są cieplejsze od skorup, w Mojej MarzenieAnnie też mi stópki nie marzły ostatnio, choć w łapki było nieciekawie i ograniczyłem liczbę zdjęć.
Świetna trasa!