20 paź 2018

Rezerwat Wodny Dół w jesiennej odsłonie

Data: 20 października 2018
Trasa: Zakręcie - Jaślików - Rezerwat Wodny Dół - Łopiennik Górny
Długość trasy: 17 km


Z dnia na dzień zrobiło się naprawdę jesiennie. I jak co tydzień ruszyliśmy w drogę. Tym razem pojechaliśmy busem w kierunku Krasnegostawu, ale wysiedliśmy przed miejscowością Zakręcie.


 Po kawie i ciasteczkach poszliśmy polną drogą w kierunku wsi Jaślików, po drodze mijając uprawy tymianku.

Klimat polskiej jesieni - nie wiadomo, czy to mgła, czy to dym z palonych ognisk.




Stare, zniszczone chaty w barwie jesiennej.

We wsi sklep z prawdziwego zdarzenia, nie mogliśmy nie wstąpić. W środku mydło i powidło, jak to w małych miejscowościach. Zaintrygowała nas też ta pijalnia piwa, ale chyba nieczynna.


Pijalnia nieczynna, ale tabliczka jest, więc... trzeba skorzystać.

Po krótkim postoju idziemy dalej, chcemy wreszcie znaleźć się w lesie.


Las na horyzoncie, a przed nami niezła górka do pokonania.

To również typowy polski obrazek, przynajmniej dla mnie.


Górka nie przysparza kłopotu, niektórzy pokonują ją biegnąc. Co za kondycja!

Wreszcie las i początek rezerwatu Wodny Dół. Byłam tu już zimą, z Krzyśkiem, Skoredem i Rowerowymi Włóczykijami.


Jak na wybiegu - pokaz strojów turystycznych, sezon... każdy.

Ja tym razem na niebiesko, w historycznej koszuli, pamiętającej jeszcze oporniki w klapie.

Wiata, więc czas na drugie śniadanie, po zrobieniu pętelki w rezerwacie wrócimy tu na ognisko, bo miejsce idealne. Zimą też było tu ognisko, tylko temperatura o 20 stopni niższa...

Przedmiotem ochrony w rezerwacie Wodny Dół są jary i wąwozy. Skąd taka nazwa, skoro nie ma tu wody?  Znajdujące się tu wąwozy lessowe przez wieki były rzeźbione spływającą nimi wodą. 

Człowiek tylko w niewielkim stopniu miał wpływ na tutejszy krajobraz. Jednym z efektów tej obecności jest przecinająca las pomiędzy Jaślikowem a Niemienicami „Młyńska Droga”, którą idziemy. Drogą tą ludność z okolicznych wiosek docierała do młyna wodnego w Niemienicach. W okresie powojennym młyn ten został zmodernizowany na napęd elektryczny i choć dziś już nie funkcjonuje, to nazwa drogi pozostała.


Piękny las, tylko brakuje mi dziś odrobiny słońca.


Pamiątkowe foto przed zejściem do najładniejszego chyba wąwozu, zimą również robiliśmy tu zdjęcie.

Dla porównania zimowy obrazek:



No i jest, robi wrażenie na tych, co widzą go pierwszy raz.

Ciężko oddać na zdjęciach jego głębię.




Dochodzimy do miejsca, w którym znajduje się miejsce pamięci o partyzantach.

Wąwozy Wodnego Dołu dały schronienie m.in. działającej w czasie II wojny światowej lokalnej partyzantce „Chłostry”, czyli Batalionów Chłopskich. W samym środku lasu funkcjonowała również konspiracyjna Szkoła Podchorążych. Stąd wyruszono na akcję, w której bez jednego wystrzału uwolniono 273 więźniów z krasnostawskiego więzienia. 


Znam ludzi, którzy uważają Lubelszczyznę za "płaską".

Jak widać - nie mają racji.

Wkraczamy w kolejne malownicze wąwozy.



Od czasu do czasu przystając, by podziwiać jesień.


Dochodzimy znów do naszej wiaty.


Wyciągamy smakołyki. Tu akurat mój wytwór, choć pomysł nie mój. Zalane oliwą oliwki, suszone pomidory, papryczki, serek - świetny dodatek do kanapek.

Ale nie kanapki są dzisiejszym gwoździem programu, a placki ziemniaczane, dlatego praca wre - obieranie ziemniaków, tarcie, doprawianie.


I oczywiście rozpalanie ogniska.

Kucharzy jak zwykle Maciek.

Smażone na złoto, chrupko. Jest nawet dodatek w postaci śmietany.

Ale do powrotnego busa jeszcze co najmniej osiem kilometrów, więc nie ma co marudzić. Po posiłku trzeba ruszyć w dalszą drogę.


Widzimy kilka razy sarenki, a ja nawet zająca. Niestety król łoś nie pojawia się ani razu, a był już tu widywany.

Wychodzimy z lasu, teraz czekają nas wsie i pola.




Takie pola to coraz rzadszy obrazek.


Kurzy się niesamowicie, taki urok drogi. Ponadto zaczyna wiać zimny wiatr.


Widać już cel naszej wyprawy, Łopiennik Nadrzeczny. 

Na busa czekamy tylko 25 minut, mogło być gorzej. Dziękuję za wspólną wędrówkę.

4 komentarze:

  1. na Facebooku fajnie się ogląda zdjęcia, ale tu z opisem dużo ciekawiej.
    I jeszcze jedno - te pola pod koniec relacji to zupełnie jak świętokrzyskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubelskie jest podobne, różnimy się my Roztoczem, a wy górami.

      Usuń
  2. Super trasa, pewnie wolał bym się tam śmignąć na rowerze, ale i piechotą bym nie wzgardził.
    Sybarytyzm... Ja muszę kontentować się batonikami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka już tradycja te kulinaria, ale ja zwykle już po powrocie nic nie jem aż do następnego dnia.

      Usuń