3 cze 2018

Górny Wieprz, Obrocz - Krasnystaw

Data: 31 maja - 3 czerwca 2018
Trasa: Obrocz - Krasnystaw
Rzeka: Wieprz
Długość trasy: 85 km

Na pomysł wyprawy Wieprzem wpadłam chyba już w styczniu. Choć tę rzekę mam prawie pod nosem, to jednak ciągle jeszcze nie mam jej spłyniętej w całości. Na "połatanie" wszystkich "dziur" potrzeba by trochę więcej czasu, ale cztery dni to akurat w sam raz, by wyprawić się w górny Wieprz i chociaż tu domknąć kilka etapów. Pomysł wrzuciłam na forum wodne i niemal od razu pojawiło się kilku chętnych. Przede wszystkim mlodek (Włodek), Skored (Radek) i Czołg (Jacek), który koniec końców musiał zrezygnować z wyjazdu, za to w jego miejsce w ostatnim tygodniu przed wyjazdem wskoczył Drucik (Krzysiek) oraz trzy osoby z Krakowa poznane podczas wyjazdu na Prut: dwa Piotrki i Ewelina. Skoro był termin, trasa, zabezpieczona logistyka, pozostawało tylko spakować się i wyruszyć na szlak. Gotowość dojechania do nas w piątek wieczorem wyraził jeszcze Łysy (Paweł), w sobotę rano zaś mieli dołączyć Radek ze swoją ekipą z Zamościa.
Do Obroczy dojechałam z kolegą Drucikiem, a po drodze zajrzeliśmy jeszcze na plażę w Nieliszu, gdzie Drucik, miłośnik upałów i kąpieli, sprawdził temperaturę wody.
Kolejnym przystankiem okazało się pole makowe.

foto Drucik
Potem jeszcze na 5 minut Zwierzyniec i wreszcie dotarliśmy na ustalony parking w Obroczy, gdzie czekali już Włodek z Romkiem.
Okazało się, że na polu biwakowym jest już sporo namiotów, dlatego przenieśliśmy się dalej. Pierwszy wieczór upłynął na poznaniu się, jako że dotąd znaliśmy się tylko z wymiany zdań na forum. Przy okazji po raz pierwszy podczas tego wyjazdu obserwowaliśmy przelot stacji kosmicznej. Rano przyjechał Radek, który dostarczył kajak dla Piotrka i Eweliny. Drugi z Piotrków dopiero co zakupił własny kajak dmuchany, więc oczywiście wziął go na naszą wyprawę.


Dmuchanie i składanie kajaków zajęło nam chwilę, dlatego na wodę zeszliśmy dopiero po 11 rano. Choć wiedzieliśmy, że odcinek do zalewu Rudka w Zwierzyńcu jest bardzo popularny dla spływów komercyjnych, to i tak ilość kajaków nas zaskoczyła. Na kolana nie powalał też poziom wody, niemniej skoro się powiedziało A, to trzeba było powiedzieć też Ą i jakoś wytrwać, mając nadzieję na poprawę na odcinku za Zwierzyńcem.


Wreszcie ruszyliśmy. Wody faktycznie było mało, ale dało się płynąć bez wysiadania z kajaka, oczywiście pod warunkiem sprawnego czytania wody i wyłapywania mielizn.

To piękny odcinek, dlatego mimo wspomnianych wyżej niedogodności warto go przepłynąć.


Piotrek w swoim dmuchańcu.

Na tym odcinku płynęłam już kiedyś z Ignacym, Damianem oraz Kasią.

Chyba w ogóle nic się nie zmieniło, choć po drodze przybyły dwa bary, z których korzystają jednak głównie spływy komercyjne.

Przy barach zostawało większość kajaków, więc z każdym kilometrem na wodzie robiło się luźniej.

Wieprz pięknie tu meandruje, czasem zakręca się pod kątem prostym.

Wpływamy na zalew Rudka w Zwierzyńcu. Na zdjęciu Ewelina z Piotrkiem.

Charakterystyczny komin. Pogoda nam sprzyja, nie ma wiatru, więc i fal też nie.

Za zalewem czeka nas niedługa przenoska i wpływamy w park w Zwierzyńcu.


Postanawiamy zrobić sobie przerwę. Poniżej słynny zwierzyniecki kościół na wyspie, barokowa budowla pochodząca z XVIII wieku.

Wypada zrobić tu sobie pamiątkowe zdjęcie. Na focie brakuje Drucika, czeka na niego przy wodzie Radek, który znów postanowił się dziś z nami spotkać.


Parę kroków dalej wstępujemy do browaru, oczywiście na lokalne zimne piwo. Upał daje się we znaki. Jest jeszcze chwila na zjedzenie grochówki po drugiej stronie ulicy.


I płyniemy dalej. Żegnamy się do soboty z Radkiem.

Ten odcinek jest wymagający ze względu na liczne zatopione konary. Przy wyższym stanie wody zapewne płynęłoby się lepiej.

Po drodze Piotrek zatrzymuje się, by poprawić skeg. Obawa o skegi cały czas nam towarzyszy, ale poza tym dmuchańce sprawują się świetnie.

Kolejna przenoska, jaz w Turzyńcu.

Piotrek nas dogania.



Dalszy odcinek również płynie przez las.

Żurawnica.

Spływalny próg, jednak na jego środku widoczny jest kawałek blachy. Włodek z Romkiem czekają na wszystkich i informują o najlepszej drodze spływania.

Przed Szczebrzeszynem rzeka zwęża się, a nurt znacznie przyspiesza, przez co przez chwilę płynęliśmy wąskim kanałem przypominającym zjeżdżalnię wodną. Na jej końcu czekał na nas próg przy młynie w Szczebrzeszynie. Nie zatrzymywaliśmy się już, by powoli szukać miejsca na nocleg. Jednak zanim to nastąpiło - niespodzianka, nisko zawieszony mostek.


Brzegi też nie były zbyt przyjazne, dlatego postanowiliśmy rozbić się na prywatnym terenie, oczywiście wcześniej uzyskując zgodę przemiłej starszej pani. Dopłynęło do nas też trzech panów w łódce, tj. w pontonie, którzy dołączyli do biwaku.


Gospodyni podzieliła się z nami kurdybankiem z ogrodu.


I nastał kolejny dzień, piątek.


Początkowo płynęliśmy wąskim korytarzem między trzcinami. Szybko jednak, bo ok. 2 km od wypłynięcia, czekała na nas wysiadka - jaz w Klemensowie przy cukrowni.

Włodek z Romkiem postanowili to spłynąć - skutecznie. Reszta przenosi kajaki i można ruszać.

Odcinek bardzo malowniczy, choć czapki lub kapelusze obowiązkowe - słońce pali.


Przed Michalowem wpływamy znowu w las. Tu znowu musimy uważać na wystające konary. Ale jest za to przyjemny cień.


Kolejna przenoska, zaledwie 3 km dalej od poprzedniej, tym razem dłuższa, z uciążliwym zejściem. Elektrownia wodna w Michalowie.


Po chwili debaty czas przenieść kajaki i rzeczy.

Romek z Włodkiem jak zwykle czuwają nad przebiegiem akcji, mimo przeszkód.

I znów ruszamy. Przed nami zalew Nielisz.

Czyli sztuczne jezioro zaporowe, którego powierzchnia to 950 ha. Mniej więcej w połowie robimy postój na odpoczynek, jedzenie i pływanie - każdemu wedle potrzeb.

Mam lęk przed dużymi akwenami, jednak muszę go oswoić. Dlatego płynę jakby nigdy nic... To kałuża, tylko większa. Zatrzymuje nas WOPR zainteresowany, czy mamy kamizelki. Pan jest grzeczny i miły.

Zapora w Nieliszu. Niestety, przenoska jest długa, przez drogę i nie bardzo wiadomo, którędy w ogóle przechodzić. Dla pewności idziemy z Eweliną na posterunek policji przy zaporze i w krótkich słowach informujemy o zamiarach. Żeby nie było. Akurat dzwoni Łysy i już wiadomo, że zdąży dołączyć do nas właśnie tutaj. Przy przenosce korzystamy z dwóch wózków, moje koła świetnie nadają się do przewozu kajaków, drugi wózek z kolei do bagażu. Włodek korzysta z własnych barków.

Tak prezentuje się zejście na wodę przy zaporze.
foto Łysy
Cała przenoska z wizytą w sklepie i z wodowaniem kajaków zajmuje nam dwie godziny. Na wodzie wreszcie można odetchnąć. Planuję upłynąć jeszcze z 5 km do noclegu, jednak z 5 robi się 11, a to ze względu na wysokie, zarośnięte brzegi i niemożność wyjścia z kajaka.

foto Łysy
foto Łysy
Wreszcie jest. Błotnista plaża, a na górze świeżo skoszona łąka. Nada się.

Stawiamy namioty.


Latają gacki, może zlitują się nad nami i zjedzą obfitszą niż zwykle kolację, bo komarów i meszek latają całe chmary. Wieczór jest piękny. Siedzimy przy świeczce (na skoszonej trawie ognisko mogłoby okazać się zbyt trudne do ugaszenia) i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. I pijemy :P

foto Łysy


Sobota rano. Choć słońce grzało mocno, to nadciągające chmury i odległe pomruki zwiastowały nadchodzące burzę. Nie było czasu na gadanie, mądrą decyzją było zbierać obozowisko i ruszać. Do Wirkowic, gdzie czekał Radek i rowerowi włóczykije - mieliśmy raptem ok 2-3 km.

foto Radek
I są. Postanawiamy przeczekać burzę tak długo, jak będzie trzeba.

foto Łysy
Po dwóch godzinach wypogadza się, płyniemy. W większej grupie pojawiają się kolejne tematy do rozmów.

Odcinek znów z wysokimi brzegami, od czasu do czasu udaje się zobaczyć lasek lub malownicze łąki.



foto Łysy

Przeszkoda w postaci spiętrzonych na zwalonych gałęziach śmieci. Znów załoga kanu wkracza do akcji.


Pałac w Tarnogórze.

I młyn wodny na granicy Tarnogóry i Izbicy. To już ostatnia przenoska na spływie.


Postanawiamy zrobić tu chwilę przerwy.

I idziemy do "centrum" coś zjeść.
foto Łysy
Oczywiście skoro Izbica, to "Ibiza".

Postanawiamy szybko znaleźć nocleg. I znów szybko oznacza 6 km, bo brzegi nadal wysokie, że nic nie widać.

Może tutaj? Tak, nada się.
foto Łysy
Chmury krążą. Czy uda się uniknąć burzy?

Burzy na szczęście tak, ale deszcz trochę nas dziś zmoczy.

foto Skored
Jest jednak czas, by się wykąpać.
foto Skored
foto Skored

Nie leje na tyle, by nie zrobić ogniska.




foto Łysy
I znów gadamy, gadamy, gadamy... Przez co o 4 rano muszę wziąć zapobiegawczo procha na ból głowy. Otacza nas mgła.

Dzień wstał piękny, po burzach ani śladu.

Mając zaledwie 17 km do Krasnegostawu płynęliśmy spokojnie, "na liścia".
foto Łysy

Ten odcinek podobny do wczorajszego, może z tą różnicą, że więcej drzew.

Już tu kiedyś płynęłam, więc nie spodziewam się niespodzianek.


A jednak. Planowałam zrobić postój w Dworzyskach, ale miejsce okazało się tak zarośnięte, że pod mostem nie było kawałka miejsca na wyjście.

Przez co bez wysiadania z kajaka dopłynęliśmy do krajowej "17-tki".


Widać już cel naszego spływu. Krasnystaw.

Czeka na nas Ignac z Bigosem, który łapie się na zdjęcie. To my, na fotce brakuje Romka, więc wklejam go poniżej :D

foto Łysy


Radek w całości ogarnia powrotną logistykę.
Nasza trasa.

Czas na podsumowanie. Przepłynęliśmy 85 km od Obroczy do Krasnegostawu.
Liczba osób z początkowych czterech (środa), siedmiu (czwartek), ośmiu (piątek) powiększyła się w sobotę do piętnastu.
Zjedzonych kiełbas: około 50.
Wypitych litrów: wody - dużo, piwa - dużo, innych - dużo.
Ilość przelatujących stacji kosmicznych: jedna.
Ognisk - dwa.
Poruszane tematy w rozmowach: służba zdrowia, sprzęt biwakowy, burze i inne zjawiska, stacje kosmiczne, kosmos, polityka, strajki studenckie, praca, zainteresowania, przepłynięte rzeki, planowane spływy, gotowanie w terenie, historia, psy, rodzaje specyfików na komary, ...
Podziękowania... dla wszystkich.
Fajnie, że byliście. Fajnie, że jesteście. Do zobaczenia.

11 komentarzy:

  1. Zdanie "Przed Szczebrzeszynem rzeka zwęża się" spokojnie może zastąpićc słynny łamaniec językowy dla cudzoziemców - ten z chrząszczem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze można by trudniej: Przed Szczebrzeszynem rzeka Wieprz zwęża się.

      Usuń
  2. Przed Szczebrzeszynem zwęża się Wieprz rzeka
    Na którąż cieśń czereda kajakarzy narzeka...
    ;)

    Tak na serio, jak się pneumatyki sprawują na takich wodach? Chodzi o stabilność i odporność na przebicia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o stabilność, to kajaki taki jak mój, czy jakimi płynęli koledzy - są bardzo stabilne, właściwie nigdy nie czułam się w nim niepewnie. Również odporność na przebicia jest bardzo duża, kamienie nie robią na nim wrażenia. Obawiam się tylko w miejscach, gdzie spodziewam się pozostałości po konstrukcjach typu most. Omijam też wędkarskie żyłki i haczyki.

      Usuń
    2. To guma czy inne tworzywo?
      Jaka ilość komór?
      Czy pompowane ma też dno?
      Jak wygląda sprawa zmiany ciśnienia przy nagrzewaniu i ochładzaniu?
      Czy nie za wiele tych pytań?
      ;-)

      Usuń
    3. Ale dociekliwy! Pamiętasz cytat z "Królowej Madagaskaru: - "Kaziu, nie męcz ojca"? ;-)

      Usuń
    4. Kto pyta - nie błądzi. Zatem. Mój kajak, podobnie jak dwa inne dmuchane na zdjęciach ze spływu, są czeskiej firmy Gumotex. Materiał, z jakiego są wykonane, to Nitrilon. Poczytaj o kajakach tej firmy, są niezwykle wytrzymałe. Dno jest pompowane. Osobno pompowane są burty, podnóżki i elementy pokładu. Zmiana ciśnienia - na postojach staram się nie trzymać go na słońcu. Jeśli zanosi się na długi postój w słońcu, można trochę spuścić powietrze z zaworów, w wodzie poziom ciśnienia jest raczej stały. Po chłodnej nocy zwykle muszę dopompować pokład, bo robi się "flak". Reszta i tak "dochodzi do siebie" w słońcu, więc się nie przejmuję. Ogólnie oprócz uważania na skeg na przeszkodach - w trakcie pływania nie muszę przejmować się kajakiem.

      Usuń
    5. Aniu - po prostu sam chciał bym się w coś takiego zaopatrzyć a nie ma sensu przepłacać za naukę nieudanym sprzętem.

      Maga - doskonała odpowiedź! Dzięki!

      Usuń
  3. Cześć,
    super relacja ;-). Mam pytanie o zalew w Nieliszu. Z której strony dobiliście do brzegu? Jakieś rady, żeby przenioska była jak najkrótsza? Czy rzeczywiście kajaki można wodować zaraz za zaporą? Bo przewodniki mówią coś innego ;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, do brzegu dobiliśmy po prawej stronie, dopłynęliśmy do zapory tak blisko jak się dało. Na mapie google widać, że po prawej stronie przy zalewie biegnie droga - tam trzeba szukać dogodnego wyjścia z wody. Jeśli chodzi o to, gdzie się wodowaliśmy - niemalże zaraz za zaporą, jak widać na zdjęciach. Zejście było strome i betonowe, kajaki i bagaże ściągaliśmy bodajże na linkach. Nie wiem, co pisze przewodnik. Przeszliśmy spory kawał brzegu i oprócz gęstych krzaków nic dogodnego do zejścia nie widzieliśmy. Może od tego czasu coś się zmieniło? Nie wiem.

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź :-).

      Usuń