30 cze 2018

Z Biłgoraja do Frampola

Data: 30 czerwca 2018
Trasa: Biłgoraj - Frampol
Długość trasy: 21 km

Zaczął się czas wakacji. Część z nas już wyjechała, część ciągle czeka na urlop. Ciągle jednak udaje się skrzyknąć na sobotnie wyjście. Tym razem postanowiliśmy pojechać trochę dalej od Lublina. Wybór padł na przejście z Biłgoraja do Frampola - pomysł ten kiełkował już od jakiegoś czasu. O 7 rano ruszyliśmy zatem busem do Biłgoraja. Czas podróży, ponad półtorej godziny, umilaliśmy sobie opowieściami o planowanych podróżach. Ja z kolei przypomniałam Marysi o naszej babskiej wyprawie sprzed pięciu lat, która nieco zahaczała o lasy, w które i dziś zamierzaliśmy się wypuścić. Po przyjeździe na start zahaczyliśmy jeszcze u cukiernię i muszę przyznać, że dawno nie jadłam tak wyśmienitych rurek z kremem - a może wrażenie takie odniosłam dlatego, że rzadko jadam słodycze... No i oczywiście tradycyjnie zaczęliśmy od kawy, tym razem w doborowym towarzystwie biłgorajskiego sitarza.

I chyba hm... jamnika.

Pierwsi sitarze przywędrowali do Biłgoraja na początku XVII w. z Mazowsza, napotykając tutaj niezwykle dogodne warunki do rozwoju tego rzemiosła. Okoliczne obszary leśne i bagienne, gdzie było pod dostatkiem drewna, łyka i łozy, ułatwiały zdobywanie surowców potrzebnych do produkcji. Sitarstwo i przetacznictwo to zawody, które przyczyniły się do rozsławienia miasta w XVIII i XIX wieku.

Okazało się, że najwyraźniej mamy w klubie potomka sitarza.

Wojna obronna Polski w 1939 stała się zagładą dla dawnego Biłgoraja. W wyniku działań wojennych miasto było dwukrotnie bombardowane, a jego drewniana zabudowa stała się areną ogromnego pożaru wywołanego przez niemieckich dywersantów (11 września 1939). W dniach 15 i 16 września 1939 miała miejsce bitwa o Biłgoraj, w czasie której polskie jednostki, cofające się w kierunku Tomaszowa Lubelskiego, prowadziły działania mające zapobiec zajęciu miasta przez Niemców. W trakcie walk niektóre dzielnice przechodziły z rąk do rąk, a reszki zabudowy zostały objęte dalszymi pożarami. Efektem tego było zupełne zrujnowanie Biłgoraja (zagładzie uległo ok. 80% zabudowy).

Te dwa gigantyczne karabiny maszynowe to Pomnik Wdzięczności, postawiony ku czci żołnierzy ruchu oporu i pomordowanych mieszkańców Biłgoraja w latach okupacji niemieckiej. Autorem projektu pomnika jest Józef Potępa. Monument stanął w 1966 roku. Wtedy napis na pomniku informował, że dedykowano go Bohaterom – partyzantom, bojownikom o wolność i Polskę Ludową. Po przemianie ustrojowej Rady Miasta zadecydowała o usunięciu „Ludowej”, została sama Polska. Widać puste miejsce. Pierwotnie pomnik był czarny, jednak podczas renowacji w 2011 roku przemalowano go na grafitowy. Wiadomo, co w ostatnim czasie dzieje się z komunistycznymi pomnikami, czy uda się zachować ten biłgorajski? Moim zdaniem jest bardzo ciekawy, choć spotkałam się ze stwierdzeniem, że jest brzydki...
  A naprzeciwko kościół.

Kierujemy się w stronę przejścia kolejowego, po drodze mijając taką kapliczkę.


W życiu tu wcześniej nie byłam.


Wychodzimy z Biłgoraja, po drodze miniemy jeszcze zalew Bojary.

Tu też jestem pierwszy raz.

Prezentuje się bardzo ładnie, ale że dziś ledwo 14 stopni i do tego zimny wiatr - nad zalewem pustki.

Rok temu pod pomostem jacyś chłopcy znaleźli granat przeciwpiechotny z zapalnikiem z czasów II wojny światowej.


Las wita nas kolorami.


W sumie to nie mamy tak do końca zaplanowanej trasy. Zresztą jak zwykle. Zatem wyboru dróg dokonujemy na bieżąco. 

I jest. Las, który pamiętam sprzed pięciu lat.

Robił na mnie wrażenie wtedy, robi i teraz. Drzewa ciągnące się po horyzont, proste niemal jak druty, wysokie, smukłe, w barwach czerni i brązu.

I moja ekipa na ich tle. Też smukła.

I cyklista chyłkiem przemykający między drzewami. 

O. Portki mi się rozwaliły. Dawno, dawno temu była taka reklama plecaków Alpinusa (dopiero wchodziły na rynek). Na tej reklamie plecak miał wiele zniszczeń: dziury, przetarcia, wypalenia i każde opisane odpowiednim komentarzem, np. "jad żmii z Ameryki, rogi bawoła z Afryki". Też może tak kiedyś będą wyglądać moje spodnie.

Miałam napisać, co to jest, alem zapomniała. Przypomnijcie mi, błagam.

Sprawa jest taka, że niedaleko płynie Biała Łada. Zbaczamy nieco więc z przyjętego kursu, by ją zobaczyć.

Prowadzi tam sympatyczna droga.

Uczęszczana przez inne stworzenia.

Nie docieramy do rzeki, bo zatrzymuje nas zbiornik retencyjny.


Tego nie przewidzieliśmy. Więc co prawda niedawno był postój, ale... Robimy kolejny.

W międzyczasie coś się przestawiło w aparacie.

Więc ponownie wersja w kolorze.

Znów odkrywam dla siebie Balaton. 

Bardzo piękny. Tomek postanawia trochę się pomoczyć. Jednak te zdjęcia nie bardzo nadają się do publicznej wiadomości :D

 Ruszamy dalej.


Uznajemy, że my nie zjeżdżamy z trasy, więc ten napis nas nie dotyczy.

Mamy idealną pogodę do wędrówki. Chmury trochę straszą deszczem, ale według prognoz ma nie padać.

 




I znów mamy wybór drogi. Pójdziemy w prawo.


 Bonus. Całkiem niespodziewane miejsce na ognisko. To się dobrze składa, bo mamy przywiezione ze sobą różne wiktuały.

 Jest rama, jest i obraz.

 Wspomniane wiktuały. Część idzie na kanapki, część do patelni.

Słoninka z targu przy dworcu, szczypiorek też.

Krzyś szykuje ognisko.


Tu będą ładne wrzosowiska, trzeba tu wrócić.

I Kucharz zaczyna.

Kiełbaska, słonina i szczypiorek tworzą bazę pod jajka.

Będzie pyszna jajecznica.

Jeszcze przyprawy.

I można szamać.

Po posiłku idziemy dalej. Las robi się coraz bardziej bajkowy.



Poruszamy się ścieżką rowerową, aż dziwne, że nie mijają nas żadni rowerzyści. Może sobie kupię wreszcie rower?


A więc tak wygląda zielona trawa! Niestety w mieście od dawna jest żółta, wypalona słońcem.


 Kolejny krótki postój.

A ja w tym czasie troszkę kręcę się po ścieżkach. I znajduję taką strzałkę. Natura sama wskazuje najlepszą drogę :)

Wychodzimy na asfalt, na szczęście na krótko. Kierujemy się na Frampol.




Jest nasza Biała Łada. Płyciutko, ale pięknie.



Zaczyna mocno wiać, ale jednak instynkty biorą górę. Bogactwo plonów zachęca do jedzenia.

Ja w tym czasie wolę wąchać kwiatki. Póki co z góry.

Gryka jak śnieg biała.
  I polne kwiotki.


Na trochę zostawiliśmy szlak rowerowy, ale zaraz do niego wrócimy.


 Piękny polski krajobraz.



Co i raz zatrzymujemy się na zdjęcia i na owoce...


My w tej chmurze zobaczyliśmy łabędzia. A wy?

I jest, Frampol. 

We Frampolu został wprowadzony w życie, opracowany przez nieznanego z imienia twórcę, teoretyczny projekt idealnego planu zabudowy miasta. Wokół kwadratowego rynku, zorientowanego według stron świata, zaprojektowano coraz to większe kwadraty ulic połączone ze sobą ośmioma ulicami wychodzącymi promieniście ze środka rynku. Kwadrat był obwiedziony czterema ulicami stodolnymi stanowiącymi jednocześnie dojazd do pól. Pierwotna długość jednego boku rynku (225 m) przewyższała największy rynek w Polsce i Europie – krakowski (200 m x 200 m). Układ przestrzenny Frampola jest ewenementem w skali kraju. Niestety, w okresie II wojny światowej to stało się jego zgubą. 9 września samolot zwiadowczy wykonał zdjęcia Frampola. Miasto było celem drobnych nalotów 8, 11 i 12 września. Zdaniem Normana Daviesa, Roberta Horbaczewskiego i Pawła Puzia, Niemcy zdecydowali się wykorzystać unikatową zabudowę miasta. Frampol, ze swoim bardzo regularnym planem ulic i największym rynkiem w Europie, przypominał swoistą tarczę strzelecką. Regularna zabudowa miasta umożliwiała trening i ocenę skuteczności bombardowania, w szczególności z użyciem nowych bomb zapalających.

Taka tragiczna historia staje się udziałem małych miasteczek, taka jest nasza historia. A dziś tak cicho i spokojnie, jak tylko może być w małych miasteczkach letnim sobotnim popołudniem.
Tak jak przyjechaliśmy, tak również wracamy do Lublina - busem.
Zapis trasy.
Przy opisach historycznych korzystałam ze źródeł internetowych, głównie z Wikipedii.

4 komentarze:

  1. Piękna wędrówka w żadnym towarzystwie. Kucharza pozazdrościć.

    Kwiatek na moją organoleptycznie patologiczną ocenę ma w sobie coś z macierzanek.

    Ta kapliczka zaraz na wstępie, to u mnie dysonans poznawczy wywołuje, bo kształt barokowy ma wbrew dacie, która by neogotyk schyłkowy sugerować mogła. Błąd renowatora? A może data renowacji zastąpiła datę konsekracji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaciekawiłeś mnie tą kapliczką na tyle, że przejrzałam kilka przewodników w poszukiwaniu informacji. Niestety na razie bezskutecznie, ale nie ustaję w wysiłkach.

      Usuń
  2. Ale żeby grzyb niebieski był?! Ja bym ie jadła. Przeczytałam dokładnie skład jajecznicy - nie było go na liście składników. Może to i dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o grzyby, to ja się kompletnie nie znam i nawet nie udaję, że się znam.

      Usuń