3 lip 2021

Urlopowy spływ na Tanwi (plus San)

Data: 26 czerwca - 2 lipca 2021
Trasa: Borowe Młyny - Ulanów (Tanew), Ulanów - ujście do Wisły (San)
Rzeka: Tanew, San
Długość trasy: 134 km

W tym roku na spływ urlopowy zaproponowałam Tanew. Zaczęliśmy w Borowych Młynach i od tego miejsca startu spłynęliśmy Tanew do końca, czyli do Sanu.
Dołożyliśmy sobie jeszcze odcinek Sanu od ujścia Tanwi do ujścia Sanu do Wisły. Łącznie jakieś 134 km.
Tanew zaskoczyła nas pozytywnie, nie tylko urodą (którą niektórzy już znali przynajmniej z opowieści), ale przede wszystkim poziomem wody, który po opadach miejscami przekraczał 3 metry!
Sobota 26.06 (ok. 3 km)
Na starcie ogólny bałagan, jak to na początku spływu.
 
 
Odcinek od Borowych Młynów do Olchowca obfitował w liczne przeszkody na wodzie, co przy wysokim stanie wody i szybkim nurcie dało nam dużo frajdy.






foto Paweł

foto Paweł

foto Paweł

foto Paweł


Zapora w Borowcu, spływalna po rozpoznaniu.



Zaraz za progiem zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na biwak, gdyż burza zbliżała się wielkimi krokami (ale skończyło się tylko na deszczu). Wieczorem raczyliśmy się żeberkami w miodzie (mojego autorstwa) i sałatką (autorstwa Łysego).




Piękne zakole Tanwi.




foto Paweł

Niedziela 27.06. (17 km)
Drugiego dnia na początek również czekało nas trochę przeszkód.





Próg w Olchowcu, spływalny po rozpoznaniu, przy tym stanie wody bez problemu.



Od Olchowca zaczął się już spokojny odcinek, ale bardzo urokliwy aż do samego Sanu.
Odcinek uregulowany.







Miejsce, gdzie do Tanwi wpływa Wirowa.
foto Paweł

Kanałowy odcinek, na szczęście krótki.

 
Tu w ruch poszła Włodkowa piła:


Drugi nocleg przed Pisklakami.




Włodek wyciąga napoje chłodzące z lodówki (z rzeki).


foto Paweł

 

Poniedziałek 28.06. (17,5 km)


Przystań w Pisklakach.
Totalnie zalana. W sklepie uzupełniamy zapasy.
Och, jak ciężko było opuścić to gościnne miejsce...

Siup prosto do wody.


Chwila wytchnienia, czekamy na pozostałych.





Trzeci nocleg, Stare Króle. Nie przy samej rzece, za to na ładnej łące.
 
foto od Pawła

 Wtorek 29.06. (24,5 km)
Dopływamy do Księżpola.
foto Paweł

 
Tanew nadal czaruje urokiem.










Czwarty biwak wypada przed Harasiukami.

W tym dniu są imieniny Pawła, więc jest tzw. okazja...
Miejsce biwaku b. ładne:

W pobliskich Łazorach Romek zamawia na rano jajecznicę.
 
Środa 30.06. (17 km)
Mieliśmy dzięki niemu śniadanie mistrzów.


W Harasiukach postój na zakupy (i aptekę, bo od początku wyjazdu dopadają nas różne przypadłości - a to wysypka, a to problemy żołądkowe).







Jesteśmy coraz bliżej ujścia. Kolejny nocleg mamy przed miejscowością Dąbrówka.
Przepiękny zachód słońca.


I oczywiście ognisko.
Czwartek 1.07. (36 km)
Rano odpływa od nas Wilk, który dziś musi zdążyć na pociąg ze Stalowej Woli.

Podwójny próg, jedyna większa przeszkoda na Tanwi, tuż przed ujściem.





Okazja do wspólnego zdjęcia.

foto Paweł

 Wpływamy na San. Rozpoczyna się dwugodzinna ulewa.





Nisko.


Stalowa Wola, tu opuszcza nas Agata.

Od tego momentu skupiamy się na szukaniu miejsca na biwak.
Ale nie jest to łatwe, brzegi są wysokie i zarośnięte.
Most w Brandwicy.



Kępa Rzeczycka.
Zbliża się 19, jak tak dalej pójdzie, dopłyniemy do Wisły.
W końcu udaje się znaleźć szósty nocleg, na wysokości Wólki Turebskiej. Był to chyba jedyny możliwy punkt wyjścia na ląd między Stalową Wolą a ujściem do Wisły. Kawałek piaszczystej skarpy i zarośnięta łąka.

Mamy stąd ładny widok na San.




Tym razem na placu boju do późnych godzin wieczornych zostaję tylko ja i Łysy. Nagroda: mnóstwo robaczków świętojańskich latających między nami.
Piątek 2.07. (17 km)
Zebraliśmy się wyjątkowo szybko, słońce nas wygoniło.






Radomyśl nad Sanem


Przeprawa promowa Czekaj Pniowski.
I wpływamy na Wisłę.


Wdrapujemy się (dosłownie) na punkt widokowy przy ujściu Sanu.
I tu postanawiamy zakończyć nasz spływ. Ja tego dnia wracam do Lublina, pozostali uczestnicy zbiorą się stąd w sobotę rano.



 
foto Paweł


Jednym słowem:
biwakowaliśmy, raczyliśmy się dobrym jedzeniem, kąpaliśmy, opalaliśmy... a w przedostatni dzień solidnie zmokliśmy.
San od Stalowej Woli do Wisły praktycznie bez możliwości wyjścia z kajaka.
Ptactwa na wodzie niewiele, czaple, błotniaki, bociany, w tym bocian czarny!
Za to dużo bobrów i wydr.
Dzięki wszystkim (uczestnicy: Dzidka, Agata, Włodek, Romek, Paweł, Maciek, ja) za wspólne pływanie, towarzystwo, pomysły, wytrwałość.
Do zobaczenia na następnej rzece i przy następnych ogniskach.

1 komentarz:

  1. Mnie najbardziej rozczula zdjęcie dwóch kajaków - ten malutki taki słodziak, jak dziecko.

    OdpowiedzUsuń