17 maj 2020

Pilica, Domaniewice - Mniszew

Data: 15-17 maja 2020
Trasa: Domaniewice - Mniszew
Rzeka: Pilica
Długość trasy: 92 km

Pandemia trwa. Planowane wyjazdy zagraniczne i inne musiały zostać przesunięte na bliżej nieprzewidzianą przyszłość. Ale życie toczy się dalej, pracujemy, więc i odpocząć też trzeba. Brat zaproponował termin i rzekę, ja - odcinek. Zależało mi na "domknięciu" Pilicy na odcinku między Nowym Miastem a Warką, aby tym samym mieć ją spłyniętą od Przedbórza do ujścia. Spływ zaplanowaliśmy w małej grupce, dołączyli jeszcze Paweł, Włodek i na półtora dnia - Czołg. Poszukiwania miejsca na biwak rozpoczynający spływ oraz względy logistyczne skierowały nas do Domaniewic, skąd postanowiliśmy rozpocząć.
I tak w czwartek wieczorem spotkaliśmy się na biwaku. Piękne miejsce.


A pies gospodarza okazał się największy żebrolem i sępiszczem, jakiego w życiu poznałam. Na niedawnym spotkaniu wodniaków w tym miejscu ten oto pies z koleżkami spałaszował pół kociołka gulaszu.

 Na biwak został jeszcze Ignac.

Po rześkiej nocy i mglistym poranku nastał słoneczny dzień, a my zaczęliśmy powoli zbierać się do wypłynięcia.
foto od Damiana



Jeszcze pamiątkowe foto i na rzekę.
foto od Damiana
 Taką Pilicę zapamiętałam sprzed pięciu lat - spokojna, szeroka, cicha.

Chyba każdego cieszą zawsze najbardziej pierwsze metry na wodzie.
"Miandas"
 Mamy widownię.
 
"Sąsiad"

"Mlodek"
"Maga" - foto od Damiana
Jak to na Pilicy - mielizn nie brakuje, trzeba czytać wodę i uciekać w poszukiwaniu nurtu.

Udaje nam się nie wychodzić z kajaka, choć czasem po wpakowaniu się na mieliznę trzeba się nieco poszarpać z wiosłem.

Most w Nowym Mieście nad Pilicą.


Plażę miejską mijamy ze wzgardą - piaszczyste plaże został wzmocnione skarpami z kamieni i nie zachęcają do wyjścia z wody. Płyniemy kawałek dalej i na chwilę przystajemy rozprostować kości.





Przerwę robimy naprzeciw malowniczego rezerwatu przyrody Tomczyce.

Skarpa ciągnie się przez 30 metrów.

Most w Tomczycach.


 


Często mijamy (a one mijają nas) łabędzie.

Znów widownia na rozległych przybrzeżnych pastwiskach.

Poczuliśmy się zachęceni do chwili przerwy.
foto od Damiana

W ogóle jest dużo ptactwa, czaple, żurawie (te głównie słychać), nurogęsi, łabędzie, trzciniaki (te też głównie słychać, choć kilka razy udało się  dojrzeć je w trzcinach), rybitwy rzeczne.


Cały czas mamy poczucie, że jak na rzekę w centralnej Polsce - wydaje się ona dość dzika. Nie ma zabudowań na brzegach, nie ma śmieci, nie ma hałasu.



Most w Osuchowie.

Na wysokości wsi Przybyszew decydujemy się zakończyć dzisiejszy odcinek. Jesteśmy blisko wsi, więc od czasu do czasu pojawiają się grupki wędkarzy, młodzieży, polną drogą przejeżdża też kilka aut. Ale im bliżej wieczoru, tym wszystko cichnie.

Niesamowity jest taki relaks przy ognisku, z dala od pandemii, od natłoku wiadomości.

foto od Damiana

Prawdziwie złoty wieczór. Daję znać Czołgowi, który ma dołączyć do nas następnego dnia.


Noc bardzo zimna, ale kolejny dzień okazał się cieplejszy niż poprzedni.

Walka z mieliznami trwa.

Widać już Białobrzegi.

Most w Białobrzegach.



Za pięć kilometrów w Brzeźcach ma dołączyć Czołg.

Jednak zanim tam dotrzemy musimy zmierzyć się z silnymi porywami wiatru.
Ośrodek Emaus

Przystanek w Brzeźcach, jest Czołg.

Grupa powiększa się zatem do pięciu wodniaków.

Wiatr trochę daje się we znaki, ale ogólnie pogoda jest bardzo przyjemna.

To stadko płynie z nami dość długo.


Przed Białą Górą decydujemy się na chwilę przerwy na sympatycznej łące.



 Odcinek kończymy na wysokości wsi Zastruże.

Jest tu bardzo ładna łąka z miejscem na ognisko.
Szkoda by było nie skorzystać.

Po kilkunastu latach zdecydowałam się zmienić namiot:


Znów rozpieszcza nas cudowny złoty wieczór.
 




Kolejny, ostatni dzień spływ. Jest niesamowita pogoda, wreszcie słońce grzeje na całego.



Wszystko sprzyja - pogoda, rzeka, towarzystwo. 



Most w Warce.


Przerwa za Warką.


 Czapla cierpliwie pozuje do zdjęcia.

 Ładny odcinek rzeki.


Ha, ta czapla też cierpliwie pozowała, a może to ta sama?

 




Wiatr się wzmaga, miejscami dość ciężko się płynie.

Most w Mniszewie. Tu decydujemy się skończyć spływ. Planowo mieliśmy jeszcze wpłynąć do Wisły, ale ze względu na wyraźnie psującą się pogodę - odpuszczamy. Kilka lat temu miałam taką okazję, więc trochę mi mniej żal. Ale żal kończyć, to na pewno.

Zaczyna padać, pakujemy się i czekamy na transport - chłopaki na Mirka z Domaniewic, Czołg na sąsiada, ja na Ignaca.
Spływ niezwykle udany, warto było przełamać się mimo niesprzyjających prognoz pogody, bo ta idealnie dopisała. Dodatkowo pierwszego dnia świętowałam swój 2500 km w kajaku.
Do zobaczenia na wodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz