23 wrz 2019

Szlakiem ariańskim i nie tylko

Data: 21 września 2019
Trasa: Krupe - Krynica - Hruszów - Czechów Kąt - Żulin - Bzite - Wincentów - Krupe
Długość trasy: 29 km

Czasami człowiek musi, inaczej się udusi. Musi udać się tam, gdzie jeszcze go nie było. Do kolejnego maratonu na 50 km zostało niewiele czasu, więc i wypadało też rozruszać trochę kości. Radek zaproponował szlak ariański od miejscowości Krupe. A ja siadłam do mapy i wyszło mi kółko, które poniżej zaprezentuję. Dołączyli do nas Gosia i Wojtek.
Rano pojechałyśmy z Gosią busem do Krasnegostawu, a tam już odebrali nas chłopaki i razem podjechaliśmy do Krupego, zostawiając auto koło zamku.

Rzuciliśmy tylko okiem, żeby nie tracić czasu, więc więcej o zamku będzie na końcu. Wspomnę tylko o tym, że z zamkiem związana jest postać arianina Pawła Orzechowskiego herbu Rogala, podkomorzego chełmskiego, który pod koniec XVI w. wzniósł murowany zamek na fundamentach siedziby rodu Krupskich. Orzechowski był właścicielem 3 miast, 20 wsi i dwóch kamienic w Lublinie.

Szlak ariański, od którego zaczęliśmy wędrówkę, przebiega m.in. przez miejsca związane z życiem i działalnością Pawła Orzechowskiego. Szlak biegnie od Skierbieszowa do wsi Pawłów i ma długość 64 km.

Wkrótce skręciliśmy w boczną drogę, tak wiedzie szlak.

Pogoda póki co taka sobie - lekko siąpi deszcz, a do ubrań przykleja się gęsta mgła. Ale nie zapominajmy, że to granica między latem a jesienią.

Urocza kładka pozwala nam suchą nogą przejść rzeczkę Bzdurkę.

Aparat Wojtka był uprzejmy zrobić nam grupowe zdjęcie.

Zielska ociekają wodą, przez co robią się malownicze.

Bzdurka zasila tutaj stawy przy zamku.

Robimy skok w bok - aby spojrzeć na zamek z innej perspektywy.

I wracamy na szlak. Odtąd aż do wsi Krynica będziemy iść taką oto drogą.

foto od Wojtka



Zdjęcie sentymentalne.
Foto od Radka
W pierwszym domu w Krynicy mieszka chyba jakiś artysta.

A po drugiej stronie miłośnik pawi.

Wszystko, co miauczy, musi być pogłaskane.

Jeszcze idziemy żółtym szlakiem ariańskim.

Przystajemy przy śladach czyjegoś dawnego życia.




Szukamy ścieżki po prawej stronie, która doprowadzi nas do kolejnego ariańskiego punktu.

Jest ścieżka - prowadzi na Górę Ariańską o wysokości 290 m n.p.m.

Ów wyczekiwany obiekt to kaplica grobowa zwana Arianką lub Wieżą Ariańską. Zbudowana na polecenie Pawła Orzechowskiego w pierwszej połowie XVII, miała być jego miejscem pochówku. Podobno rzeczywiście tam spoczywa. To najstarszy, lub jeden z najstarszych, na terenie Polski grobowiec zwieńczony konstrukcją w kształcie piramidy.

Wysokość obiektu to ok. 20 metrów, zbudowany jest na planie kwadratu o boku 7,35 m.

Można wejść do środka krypty.


Atrybutem pogrzebowym zmarłych arian była włożona do ręki tabliczka z cytatem z 2. listu św. Pawła do Tymoteusza: Scio cui credidi (wiem, komu uwierzyłem).

Podobno miejsce to ma swoją dziwną energię...
My idziemy dalej, ciągle żółtym szlakiem.

Po polach przemykają stada sarenek.

No i my.


Dochodzimy do wsi Hruszów.

Wieś popegeerowska.



Tu żegnamy szlak ariański i teraz już prowadzić nas będzie wytyczony przeze mnie szlak na mapie.


Mijamy samotne studnie.

I uprawy kukurydzy.

Mamy widok na Rejowiec (tam podążył żółty szlak).

Pola, na których widać i czuć już jesień.








Ktoś tu się chyba zapomniał.



Kolejne koty do głaskania.



Zaczyna się wieś Zagrody.


A my mkniemy do Czechowa Kąta.

Ta rzeczka to Rejka, prawy dopływ Wieprza. Choć słowo "dopływ" to za dużo powiedziane, bo tutaj akurat woda stoi.


Po raz pierwszy, lecz nie ostatni, przechodzimy przez tory. Zrobimy to tego dnia jeszcze pięć razy.




Wola Żulińska.

I jak na żulińską przystało - w ogródku dowcipna dekoracja.

Ponownie Rejka, tu już w stanie szczątkowym, choć o dziwo, widać nurt.

Wieś Zagrody.

Pod kościółkiem robimy chwilę przerwy na kanapkę.



Po raz drugi przekraczamy tory. Stacja nazywa się Zagrody Kościół. Tutaj również widzimy pociąg towarowy.

Zaciekawia nas ta kapliczka, cieszy taka pamięć o przeszłości.




Wieś Żulin. Pierwsza historyczna wzmianka o tej miejscowości pochodzi z 1409 r., kiedy właścicielem wsi był Pieczo. Za wierną służbę Władysław Warneńczyk nadał Żulin bojarowi litewskiemu Janowi Niemirowiczowi. Następnie ziemia ta stanowiła majątek rodzinny rodu Żulińskich (i stąd nazwa), a w późniejszych latach należały kolejno do Łubieńskich, Krasińskich oraz Budnych. W styczniu 1913 Ludwika z Krasińskich Czartoryska sprzedała za milion rubli dobra Żulin Nikodemowi Budnemu z Justkowa. Ostatni właściciel wsi, Jan Budny, utracił majątek w 1940 r. (wiadomości za Wikipedią).
Ten chaos w ustawieniu do zdjęcia zawdzięczamy dużej odległości aparatów z samowyzwalaczem od tablicy z nazwą miejscowości. Grunt, że wszyscy się zmieścili.

Po raz trzeci i czwarty przełazimy przez tory, tym razem koło nosa śmiga nam szynobus.

Idziemy wzdłuż lasku i zagajnika brzozowego.





Na niebie granatowe chmury i coraz większy wiatr.



Jeśli chodzi o dziwne nazwy wsi, to ten wyjazd dostarcza nam ich pod dostatkiem. Wieś Bzite notowana była już w początkach XV wieku. W roku 1419 występuje w dokumentach jako Bszyscze. Nazwy Bzistcze, Bsistche, Bsiste pojawiają się w roku 1448, zaś w formie Bzite występuje w roku 1564 (również Wikipedia). Wieś należała niegdyś do Bzickich.

W sklepie zaopatrujemy się w produkty palącej potrzeby (lody i picie).

Czytamy też sobie piękny wierszyk.


Wiatr się wzmaga, a ja wyprowadzam wycieczkę w kolejne pola.

Sortowni śmieci się nie spodziewałam. Ale cóż, to nasze śmieci, my, ludzie, je produkujemy.

W międzyczasie kolejny raz, piąty, przekraczamy tory.
Foto od Radka
Lubelszczyzna ziołami stoi. Mamy okazję nawąchać się tymianku.


Tak wygląda rosnący.


A tak zebrany.

Kolejna wieś. Wincentów. Na obrazku poniżej można zobaczyć typowy podział bliźniaka: lewa część odremontowana, prawa nie, ale przysięgam, pierwszy raz widzę przedzielony dach.




Znowu koty. Ta ma na imię Paskuda.

A ten to Pampuch (wiemy od właściciela).



Kociary...

Tradycyjnie już zdjęcie w lustrze.

Minęliśmy po raz szósty tory.

Wieś Krupiec.

Elewator zbożowy. W sumie można mieć gorszy widok. Na przykład ciocia mojego męża ma za oknem fabrykę frytek pewnego znanego Amerykańca.



Żurawi klucz.

I znajomy staw przy zamku. Stoi tam czapla biała, słabo widoczna w aparacie ze słabym zoomem.



Te chmury chyba nazywają się mammatus.



No i jest. Ponownie zamek w Krupem. Udało nam się przejść całą zakładaną trasę.

Poniżej historia zamku.

Mamy teraz czas na przyjrzenie się bliżej murom.

Podobno ma być remontowany.






Wojtek z Radkiem odwożą nas na busa do Krasnegostawu i o 17 jestem już z powrotem w domu. Wspaniały dzień.
Nasza trasa: https://mapy.cz/turisticka?moje-mapy&x=23.2182647&y=51.0632015&z=13&cat=aktivity&mid=5d862d7856b769298ea39de1

10 komentarzy:

  1. To był naprawdę fajny dzień. Atrakcje i widoki brały dziesięciokrotnie górę nad zmęczeniem kilometrami !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam się nie czułam zmęczona :P trochę za dużo asfaltu, ale miejsca fajne.

      Usuń
  2. Nazwy wsi zaiste wielce oryginalne.
    A dzielone dachy to w naszym rejonie norma w przypadku dwóch właścicieli. Paskudne i dziwaczne, ale częste.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS. Zauważyłam czaplę po powiększeniu zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta wyprawa i relacja to absolutna rewelacja 😯

    OdpowiedzUsuń
  5. W Krupem byliśmy kilkamlat temu, ale cały szlak fajny, pozazdrościć takiej przebieżki. Jak byście mieli ochotę zobaczyć jak taka manierystyczna forma wygląda nie w ruinie, to opodal Tarnowa w Łękach jest pałac w tym samym stylu i też przez Arian budowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź, może kiedyś jadąc do Sącza, zahaczymy o Łęki.

      Usuń