23 cze 2019

Wieprz, Krasnystaw - Łęczna

Data: 20 - 23 czerwca 2019
Trasa: Krasnystaw - Łęczna
Rzeka: Wieprz
Długość trasy: ok. 83 km

To chyba nowa tradycja. W tamtym roku w długi czerwcowy weekend spłynęliśmy górny Wieprz od Obroczy do Krasnegostawu. W tym roku postanowiliśmy kontynuować eksplorację tej rzeki, zaczynając dokładnie w miejscu, gdzie skończyliśmy. I tak w czwartek rano spotkaliśmy się w Nadrzecznym Zaułku w Krasnymstawie w składzie: ci co byli w tamtym roku, czyli Włodek, Romek, Ewelina z Piotrkiem, ja, oraz ci, co dołączyli do nas w tym roku: Dzidka, Tomek i Damian. Skored przyjechał przywitać się i pomóc z odstawieniem aut na parking.

Przed 10 udało się nam wyruszyć. Ileż to ja się nasłucham o tym odcinku, że nudny, że nie powala.

Nam podobało się w zasadzie od razu. Chyba wszyscy po prostu cieszyli się spotkaniem i tym, że w taki upał mogą odpocząć w bliskości wody.


Lato w pełni, ale temperatura dosłownie daje popalić. Kapelusze i kremy z filtrem to podstawa.

Jest zielono, sympatycznie. Nie mamy długich dziennych dystansów, więc płyniemy spokojnie.


Przygląda nam się bociek.




A co to? Dawny mostek, który obecnie stał się zatorem. Leżące pod wodą drzewo nie pozwala swobodnie przepłynąć, trzeba się siłować. Romek z Tomkiem przecierają szlak.


 Przystanek pod drzewem.


Chmury pięknie odbijają się w wodzie.


Susza widoczna gołym okiem. Tu zawsze brzegi były wysokie, ale teraz są bardzo wysokie.

Rzeka bardzo kręci, raz płyniemy w lewo, raz w prawo.



Borowica. Miejsce, gdzie zaczyna się najdłuższy kanał melioracyjny w Polsce, czyli Wieprz-Krzna. Jego wpływ na środowisko naturalne Polesia Lubelskiego jest bardzo szkodliwy. Wykopanie kanału spowodowało przesuszenie gruntów w pobliżu kanału, murszenie torfów, degradację i erozję gleb, zanik wielu naturalnych siedlisk zwierząt i roślin.
Jaz jest otwarty, można swobodne przepłynąć.

 Na wysokości wsi Dobryniów wybieramy miejsce na nocleg. Przez wysokie brzegi nie jest to łatwe. Również dlatego, że brzegi są bardzo muliste i wyjście czystą nogą jest praktycznie niemożliwe.

Włodek prezentuje swoje nogi. Dominuje błoto, ale mamy tu też widoczne opalenie przez słońce i bąble od gzów i komarów.

 Namiociki stoją, więc można zabrać się za jedzenie i picie.

Oto ja. Również spalona słońcem mimo filtru 50.

Polaków rozmowy oczywiście ocierają się o politykę, ale nie tylko.


Siedzieliśmy długo, a w ciemnościach obserwowaliśmy spektakl błyskawic i rozbłysków, jaki toczył się dookoła nas. Ale nie nad nami, mimo obaw. Było to naprawdę niesamowite, choć trochę straszne.
A od samego rana znów zaczął dokuczać nam upał. 

Na wodzie może trochę mniej odczuwalny.

Most w Oleśnikach. Po prawej stronie równolegle do nas cały czas biegnie wspomniany już kanał. Dla nas zupełnie niewidoczny.



Most kolejowy przed Trawnikami, a więc blisko do planowanego postoju.


Pomost dla kajakarzy w Trawnikach. Kilka lat temu pływałam tu często, ale pomostu nie znam, bo jest chyba dwuletni. Wychodzimy na brzeg. 

Pod mostem widoczne spiętrzenie.

Ale póki co część z nas udaje się do sklepu, część gotuje obiad pod wiatą.

Po odpoczynku decydujemy się przepłynąć kilka kilometrów, ale zbierające się chmury, pomruki i pierwsze krople deszczu wyganiają nas z wody po kilkuset metrach. Widzimy nawet most, pod którym dopiero co byliśmy. Miejsce okazuje się bardzo fajne. Płachta biwakowa Dzidki i Włodka uległa stopieniu na słońcu, więc Damian dzieli się swoim tarpem, a jego wzorowe rozstawienie zawdzięczamy Romkowi, który po krótkiej obserwacji naszych wyczynów doradza użycie pagajów. Zdecydowanie tarp sprzyja integracji. Oczywiście po deszczu nie ma śladu, gdy tymczasem z Lublina dochodzą wieści o zalaniu kilku dzielnic miasta.
I znów siedzimy długo, czekając na jeszcze jednego uczestnika - Kubę.

Kuba przyjechał ok. 22, przedzierając się przez może trochę złowieszczą, lecz na pewno piękną mgłę. 

 Rano chwilę po odpłynięciu czeka nas najpierw szybkie bystrze, a potem zniszczony próg koło młyna. Nigdy dotąd go nie widziałam, bo stan wody całkowicie go zakrywał... Mamy nawet pewne wątpliwości odnośnie jego spłynięcia, ale akurat płynęło kilka kajaków ze spływu komercyjnego... uznaliśmy, że skoro się nie wywalili, to my tym bardziej.


Romek i Tomek
Kuba oraz Ewelina z Piotrkiem
 Dzisiaj słońce skryte za chmurami, ale duszno jest tak samo jak wcześniej.

Pojawia się coraz więcej drzew.
Damian



Roślinność dzielnie walczy na skarpach.





Most w Siostrzytowie. Nie tak dawno byliśmy tu na rajdzie pieszym.



 
Zwykle postój robimy po 10 kilometrach. 

Mój helios, ileż już miejsc widział.

Włodek
Wesoła kompania


Niebieski most kolejowy, zbliżamy się do Jaszczowa. Również tu często jesteśmy na rajdach.



Odcinek za mostem zawsze się dłuży.

Ale wreszcie jest. Przystań w Jaszczowie.

Wybieramy prawą stronę do lądowania.


I na moście czekamy na resztę.




Włodek, Dzidka i Romek zostają na przystani, a my możemy udać się w jedynym słusznym kierunku, tj. na pizzę. Czy rzeczywiście była pyszna, czy też tęskniliśmy za innym jedzeniem - grunt, że zjedliśmy z przyjemnością.

A po odpoczynku niespodzianka. Zaraz za przystanią zator.


 A aparat na pokładzie sam robi mi zdjęcie.

Nowy most w Milejowie. Poprzedni, drewniany, zjadły bobry. Ten z kolei słychać z trzech kilometrów. Coś jak walenie się komina - taki efekt daje rumor przejeżdżających aut.

Upływamy kilka kilometrów, zanim udaje się znaleźć coś sensownego na nocleg.

Tym razem jest to piaszczysta plaża, a raczej jej skrawek. Ciasnawo, jak to określiła moja bratowa, widząc to foto na fejsbuku.

Znów sprzyjało to pełnej integracji.

Na kolację wjechało wszystko to, co jeszcze znaleźliśmy w bagażach.

Kuba rozpalił nam wspaniałe ognisko. A była to najkrótsza noc w roku. Tym razem nasze rozmowy zdominował temat zmian klimatycznych.

 Rano okazało się, że po drugiej stronie rzeki nocowały łabędzie.


Kolejny piękny dzień. A rzeka radykalnie zmieniła oblicze.

To zdecydowanie najładniejszy odcinek naszego spływu.

Rozmawiamy o planowanej kontynuacji spływu na Bugu.


I wszyscy już czują w powietrzu bliskość końca naszej wyprawy.


Pozostaje podziwiać widoki i cieszyć się latem.




Most w Łańcuchowie.


Przybijamy do pomostu przy dworze w Łańcuchowie.

 To dwór zbudowany w latach 1903-1904 według projektu Stanisława Witkiewicza dla Jana Steckiego.

Robimy grupowe pamiątkowe foto.



Teraz czeka nas odcinek urozmaicony nieco przez leżące w wodzie kawałki drzew i gałęzie.

Bliskie spotkania.



Most w Ciechankach Łęczyńskich. 

I ostatnie kilometry.


Most w Łęcznej.

Tu kończymy. Kajaki i bagaże trzeba wnieść na górę po stromej skarpie, ale idzie to szybko.
Po mnie i Damiana przyjeżdża Ignac, reszta grupy czeka na transport wypożyczalni z Izbicy.
---
Był to bardzo udany spływ pod każdym względem. Dzięki wszystkim, że kolejny raz udało mi się Was namówić na Wieprz. A więc w przyszłym roku zaczynamy w Łęcznej...

8 komentarzy:

  1. Teraz to jeszcze bardziej żałuję że nie popłynąłem... Za rok bardziej się postaram. Jak zwykle super relacja !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnością przeczytałam i obejrzałam.
    Wiem, że wyjdę na idiotkę, ale proszę o wyjaśnienie, na czym polega spływ komercyjny. Czy oni tam w każdym kajaku opłaconego wioślarza mają, a sami tylko fotki cyk i na fejsik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosłują sami, ale poza tym się zgadza ;) czyli grupa pływająca sporadycznie lub raz w życiu; w całości wypożyczająca kajaki, tzw. niedzielni kajakarze. W 80 procentach towarzyszą im w kajaku napoje procentowe. Czasem wysokoprocentowe.

      Usuń
    2. Gdyby nie te napoje, to można taki spływ zaakceptować, ale z ich udziałem jest bardzo nieodpowiedzialnie i niebezpiecznie. W takiej sytuacji ten jeden raz w życiu może się okazać ostatnim.

      Usuń
  3. Świetna relacja, jak zwykle i piękne zdjęcia. Szkoda,że nie mieszkamy bliżej, to i ja bym był na tych zdjęciach. Pozdrawiam. Drucik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam Cię i dzięki, że chciało Ci się przeczytać relację.

      Usuń
  4. Właśnie wybieram się na Wieprz. Super pomocna relacja :)

    OdpowiedzUsuń