15 gru 2018

Szlakiem "Po Działach Grabowieckich"

Data: 15 grudnia 2018
Trasa: Skierbieszów - Kalinówka
Długość trasy: 17 km


Co prawda jest już poniedziałek rano, ale w weekend działo się tyle fajnych rzeczy, że zapomniałam o relacji. Nadrabiam zatem.
Dość spontaniczna decyzja o wyjeździe na Działy Grabowieckie zapadła w piątek wieczorem. Zadzwonił Tomek i powiedział, że przed ósmą zabierają mnie autem spod domu. Nie wypadało odmówić... Tym bardziej, że początkowo wersja była taka, że nikomu się nie chce nigdzie jechać. Nawet za bardzo nie pytałam, gdzie konkretnie jedziemy. W sobotę rano zaś olśniło mnie, że to akurat okolice Radka, więc... Pijąc kawę, napisałam do niego SMS-a, czyby nie chciał dołączyć. Choć potem przyznał, że wyrwałam go ze snu, bo odsypiał nocną lekturę. Tak więc pojechaliśmy prosto do Skierbieszowa. I stamtąd już w szóstkę plus Bigos rozpoczęliśmy wędrówkę.

Można chyba powiedzieć, że wreszcie przyszła zima.

Działy Grabowieckie to najwyższa część Wyżyny Lubelskiej, wysokości wahają się między 190 a 311 m n.p.m. Rzeczywiście idziemy terenem mocno pofałdowanym, to wspinając się w górę, to znów schodząc ze wzniesień.

Powoli zaczyna przedzierać się przez chmury słońce.

Nie jest zbyt zimno, więc idzie się przyjemnie.

Rzadko bywamy w tych okolicach.







Wkraczamy w las Pańska Dolina.




Dochodzimy do wsi Huszczka (Duża i Mała). Pierwsza o niej wzmianka pochodzi z 1436 roku.
 To pierwsze wsie Zamojszczyzny wysiedlone 6 listopada 1941 r. Poniżej historia tych wydarzeń, warto ją przeczytać.

Obrazki jak z końca świata.

Remiza, a przed nią krokodyl.

Znów warto przeczytać, zwłaszcza że podpisali się tu świadkowie tamtych wydarzeń.

Pamiątkowe zdjęcie, oczywiście z krokodylem.
foto Radek


Wsi strzeże Jan Nepomucen. Idziemy zielonym szlakiem "Po Działach Grabowieckich".


W lesie znajduje się wiata z miejscem na ognisko, więc postanawiamy skorzystać i nieco odpocząć.

Iza dobrze dogaduje się z Bigosem.

Jędrek wyjmuje słoninę, która wygląda i smakuje znakomicie.
foto Radek
foto Radek

Zawsze warto zjeść coś na ciepło.

Ale nie ma co siedzieć za długo. To jedne z najkrótszych dni w roku, lepiej ruszać.

Co i raz drogę przebiega nam sarna.





Postanawiamy zejść ze szlaku, by poszukać cmentarza wojennego.

Nie jest on zaznaczony na mapie, ale Radek wie mniej więcej, gdzie się znajduje, więc idziemy.


Rzeczywiście, miejsce głęboko schowane w lesie, ale wcale nie jest zapomniane - o czym świadczą tabliczki.

Bezimienni świadkowie historii... piękny napis.

Kierujemy się na Majdan Sitaniecki. Tam ma podjechać brat Radka, który pomoże w logistyce.

Wspaniałe wąwozy, ciche w zapadającym powoli zmroku.


I tak powoli kończymy naszą wędrówkę. Mimo krótkiego czasu przejścia, pokonaliśmy 17 km. Nie wiem, czy uda mi się w tym roku kalendarzowym jeszcze gdzieś wyruszyć, tym bardziej uważam ten rajd za bardzo udaną kropkę nad "i".

5 komentarzy:

  1. Lekka zima, trochę śniegu, wspaniały półotwarty pofalowany krajobraz - tak jak lubię ;)

    A na Jurze śniegu dużo więcej i cały czas szarówka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas dzień później było już dużo więcej śniegu i leży do dziś.

      Usuń
  2. A mnie ciągle zastanawia, skąd ten ogromy ruszt. Nieśliście ze sobą czy był na miejscu? Wygląda na porządnie ciężki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę malownicze okolice, choć pewnie wolał bym tam śmignąć na rowerze.

    Ten cmentarzyk wojenny mnie intryguje. Naprawdę nie ma go na mapach, nawet Compassu? Może trzeba by napisać do redakcji by uwzględnili w następnych wydaniach?

    OdpowiedzUsuń