23 cze 2024

Powrót na Łynę

Data: 20 - 22 czerwca 2024
Trasa: Lidzbark Warmiński - Stopki
Rzeka: Łyna
Długość trasy: 69 km

A więc spędziliśmy trzy dni na Łynie. Gdy dwa lata temu spłynęliśmy odcinek Olsztyn – Lidzbark Warmiński, obiecałam sobie ciąg dalszy, do Stopek (ostatnia wieś przed granicą z Rosją). I nadszedł wreszcie ten czas.


Na miejsce, tj. przystań kajakową w Lidzbarku Warmińskim, przy ulicy Przystaniowej, dojeżdżaliśmy stopniowo, Dzidka, Włodek, ja, Paweł - w środę, a Michał w czwartek rano. 




 Po rozstawieniu aut - na wodę zeszliśmy dość późno, bo dopiero o 13.

 Początek spływu to podziwianie Lidzbarka z wody, m.in. gotyckiego zamku biskupów warmińskich – pływanie przez miasto ma swoje uroki, mostki, kładki itp. Tego dnia mieliśmy trzy przenoski, kolejno: elektrownia w Lidzbarku, potem elektrownia Wojdyty i elektrownia Kotowo. Ta ostatnia dała nam się we znaki, stroma skarpa z kamieniami zabezpieczonymi metalową siatką, niebezpieczne zejście do wody – bez współpracy i wzajemnej pomocy byłoby ciężko. Szkoda, że lokalni miłośnicy Łyny, choć wiele, przyznaję, robią dla turystyki, nie są w stanie realnie wpłynąć na ułatwienia dla kajakarzy.


 











Za dwuprzęsłowym mostem rzeka rozdziela się na dwie odnogi - na prawej odnodze pierwsza elektrownia. Wpływamy w lewą odnogę, na końcu której stoi druga elektrownia. Za mostem lądujemy na grobli z prawej strony kanału i przenosimy kajak do płynącej niżej rzeki.






 


Wysoki, ponad 20 m, stalowy kratownicowy most kolejowy wsparty na murowanych filarach dawnej linii Górowo Iławeckie-Czerwonka.





Kolejny kratownicowy most kolejowy wsparty na murowanych filarach dawnej linii kolejowej Lidzbark Warmiński - Bartoszyce.

Jezioro zaporowe elektrowni Wojdyty:













Wojdyty, już po przenosce.















Elektrownia Kotowo, miejsce przenoski na lewym brzegu, oznakowane.





Tego dnia niecałe 20 km i decydujemy się na biwak na dziko, na niewielkiej skarpie, na wysokości wsi Samolubie. Wrażenia mimo wszystko bardzo pozytywne – stojąca woda przed elektrownią jest co prawda uciążliwa jeśli chodzi o machanie wiosłem, ale za to urokliwa – ptaki, rozlewiska, było na czym „zawiesić oko”.



Drugi dzień, piątek, to wspaniały leśny odcinek z licznymi bystrzami aż do stanicy wodnej w Perkujkach (gdzie znajduje się też kapliczka poświęcona kajakarskiej pasji Jana Pawła II) i równie wartki odcinek do Bartoszyc (gdzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę – m.in. na spacer do rynku i zjedzenie pizzy na nabrzeżu – przy różnorodnych dźwiękach młodzieży szkolnej, która świętowała zakończenie roku; dla zainteresowanych – miejsce absolutnie nie nadaje się na rozbicie namiotu).















Stanica wodna w Perkujkach.


Kapliczka papieska.










Bartoszyce:







Rynek w Bartoszycach, betonoza jak się patrzy.


Kościół farny, połowa XIV w.


Brama Lidzbarska w Bartoszycach, XV w.

Potem już nieco wolniejszy, mniej wartki etap do prywatnej przystani we wsi Szylina Wielka. Tam zanocowaliśmy – w przystań włożono dużo pracy, teren uporządkowany, za noc warto było zapłacić 25 zł od namiotu. Co ciekawe, następnego dnia miała się odbyć Noc Kupały, którą zorganizowała gmina i mieszkańcy wsi. Duża impreza dla około 300 gości, dekoracje były już gotowe – zostaliśmy zaproszeni, ale od dużych imprez wolimy czas na wodzie.
Most kolejowy o wysokości około 18 m na linii Korsze – granica państwa.







Przystań Szylina Wielka.




W sobotę rano przywitał nas deszcz, który zmienił się w dużą i długą ulewę – na szczęście zdążyliśmy złożyć namioty, zanim się zaczęła. Potem już czekaliśmy pod wiatą przy gorącej  herbacie i po 11 pogoda zaczęła być na tyle łaskawa, że zeszliśmy na wodę. Jak mówi mój brat „w czas”, gdyż akurat zaczęli zjeżdżać się pierwsi imprezowicze. 









Do Sępopola płynęło się dość szybko, deszcz zaledwie pokropił, jednak to już nie tak ciekawy odcinek rzeki, zarośnięte skarpy, rolnicze tereny i nikła malowniczość.




 

 Po krótkiej przerwie na przystani w Sępopolu (na drugim brzegu widoczne staropruskie grodzisko) przepłynęliśmy koło Starego Miasta i pozostałości murów miejskich z XIV w. i wolno, bardzo wolno, niezwykle wolno (efekt istnienia tamy w Prawdińsku w Obwodzie Kaliningradzkim) dopłynęliśmy do Stopek. Spływ zakończyliśmy przy dźwiękach fanfar, gdyż akurat zbierało się na burzę.

Przystań w Sępopolu


Widok na grodzisko.


 




Za Sępopolem aż do Stopek niemalże stojąca woda - przez jakieś 8 km.



Przystań w Stopkach zupełnie nie nadaje się na rozbicie namiotu (własność Wód Polskich i to już wiele mówi, ale dodam – wiaty, pomosty, wędkarze, parkingi, beton, dużo betonu) i po moim stanowczym, a może wręcz niegrzecznym proteście – wróciliśmy samochodami na znaną nam już ze startu przystań przy ul. Pomostowej w Lidzbarku. Gdzie nie było nikogo, tylko deszcz i my. I o to chodzi.

W niedzielę powrót i wspaniały pomnik wspaniałego zwierzęcia. 

Polecam lekturę: https://jednorozec.pl/?c=mdTresc-cmPokaz-243

Jednorożec w miejscowości Jednorożec. Tak po prostu.

 

Jeszcze krótkie podsumowanie. Biwakowo – jest średnio, przystanie są, lecz nie bardzo zachęcają do noclegu w namiotach, z kolei brzegi wysokie, zarośnięte, więc na dziko też ciężko wypatrzyć miłe miejsce. Ale dla ludzi pływających nie ma to wielkiego znaczenia, coś tam się zawsze znajdzie. Sama rzeka, a poznałam ją od Olsztyna, jak dla mnie bardzo ładna, wiele odcinków leśnych, zacienionych. Jest kilka przeszkód stałych (elektrownie), od Olsztyna bodajże 6 plus 1 zastawka, co oczywiście jest uciążliwe pod kątem przenoszenia kajaków i bagaży. Widzieliśmy sporo ptaków, także drapieżników. Trzeba uważać na barszcz Sosnowskiego, który jest wszędzie, i to wysoki. Po drodze dużo okazji do zatrzymania się, zrobienia zakupów itp. Polecam Łynę.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz