3 sie 2022

Królowa Warmii - Łyna

Data: 30 lipca - 2 sierpnia (trzy dni na wodzie)
Trasa: Olsztyn - Lidzbark Warmiński
Rzeka: Łyna
Długość trasy: 85 km

 Wakacyjne plany kajakowe były inne. Też na "Ł", miała bowiem być Łotwa i Gauja, znana mi, ale tym razem mieliśmy tam pojechać w naszym zwykłym spływowym gronie. Tymczasem życie jak wiadomo często weryfikuje plany, nieraz dość gwałtownie, dlatego ze względu na kłopoty zdrowotne kolegi - zrezygnowaliśmy z Gauji. Szkoda było jednak nigdzie nie popłynąć. Akurat forumowy Ted zaprezentował filmik ze swojego spływu Łyną "od źródeł". A że kiedyś i ja o Łynie myślałam, oto nadarzyła się okazja. Na spływ namówiłam Pawła. Do Olsztyna przyjechaliśmy już 29 lipca w piątek po południu. Zaczęliśmy od spaceru po starym mieście.


Olsztyn, znany mi już, znów pokazał swoje kolorowe i ciekawe oblicze.

Zajrzeliśmy przede wszystkim w okolice Łyny, tu zobaczyliśmy słynny olsztyński amfiteatr im. Czesława Niemena pod zamkiem.

I nie mogło zabraknąć zdjęcia z panem, który wstrzymał słońce, ruszył ziemię... To oczywiście ławeczka Mikołaja Kopernika, której autorką jest Urszula Szmyt (2003 r.).


 Zastanawialiśmy się, gdzie zacząć spływ. Początkowo moim zamysłem było rozpocząć w tym właśnie miejscu, tj. za Mostem Młyńskim i rozwidleniem koryta. Pod mostem znajduje się jaz spiętrzający
wodę - w tym miejscu konieczna jest przenoska i gdyby zacząć za jazem, mielibyśmy tego dnia jedną przenoskę mniej. Paweł zwrócił jednak słusznie uwagę na fakt, że zostawienie auta na parę dni w samym centrum miasta może być problematyczne.
Postanowiliśmy zatem rozejrzeć się za innym miejscem. Najpierw jednak odwiedziliśmy Most Jana z figurą Nepomucena.

I Łyna w tym miejscu spodobała nam się tak bardzo, że postanowiliśmy jednak przepłynąć przez stare miasto.
Kawiarnia nad samą wodą, bardzo urokliwe miejsce.
Poniżej płaskorzeźba zwana Mazurską Syreną, jej autorem jest Ryszard Wachowski, a data wykonania to 1969 r. Znajduje się ona na elewacji bocznej budynku przy ul. Prostej.
Brama Górna od XIX w. zwana Wysoką Bramą zbudowana w XIV w. Jest jedyną pozostałą z trzech, które znajdowały się w murach obronnych otaczających miasto. W 1788 r. Wysoką Bramę wyremontowano i zaadaptowano na zbrojownię szwadronu dragonów, w 1858 r. przebudowano na więzienie, a w 1898 r. przekazano miejskiemu komisariatowi policji. W 2003 r. Wysoka Brama została odrestaurowana. W niszy od strony Starego Miasta umieszczono wizerunek Matki Bożej Królowej Pokoju, podarowany Olsztynowi przez Jana Pawła II.
Podjechaliśmy następnie na ulicę Obrońców Tobruku - tam pod mostem znaleźliśmy miejsce na zwodowanie, a na pobliskim osiedlu miejsce na zostawienie auta. W tej sytuacji, skoro miejsce startu zostało określone, pozostało podjechanie na camping. Metodą szukania po mapie google, biorąc pod uwagę oceny użytkowników, wybrałam Agro Camping nad jeziorkiem Ukiel. Gorąco polecamy to miejsce, właściciel sympatyczny, czysto, sanitariaty, a przede wszystkim - widoki z namiotu!
I miejscowe kotki, chętne do głaskania.
Posiedzieliśmy sobie z piwkiem, analizując prognozy pogody, które w niedzielę zwiastowały obfite opady deszczu.
Założyliśmy od razu, że jeśli w niedzielę faktycznie będzie ciągły opad, to po prostu gdzieś przeczekamy jeden dzień. Rano jeden z kotów przyszedł żebrać o śniadanie.

A my udaliśmy się na ul. Obrońców Tobruku. W czasie gdy Paweł pojechał odstawić na parking auto, ja zaczęłam pompować kajak. I niespodzianka - w dnie znalazłam spore rozdarcie. Podejrzewam, że mogłam rozwalić dno na jednym z licznych rozbitych szkieł pod mostem. Na szczęście zawsze mam ze sobą łatki, ale nic by to nie dało, gdyby Paweł nie miał ze sobą kleju, i to nowego, jako że sam niedawno też naklejał łatkę. Pozostała naprawa, godzina czekania, aż klej chwyci, i dopiero mogliśmy zejść na wodę. Ale oczywiście humor siadł mi na dłuższą chwilę.

foto od Pawła
Ruszyliśmy.
Zaraz za mostem, pod którym się zwodowaliśmy, czekała na nas bardzo nisko poprowadzona rura
kanalizacyjna. Przy odrobinie wyższym stanie wody przepłynięcie pod nią byłoby niemożliwe i czekałaby nas dodatkowa przenoska.
Łyna w obszarze Olsztyna zachwyciła nas od pierwszych metrów. Czysto i zielono, a uroku dodają mostki.
Most św. Jana, z niego spoglądaliśmy na Łynę poprzedniego dnia.
Miejskie tereny wypoczynkowe.
foto od Pawła

Widok na zamek, tym razem "od dołu", i most zamkowy.

Most Młyński. Pod mostem znajduje się jaz spiętrzający wodę rzeki. W sezonie letnim
przed jazem, po lewej stronie znajdują się łapacze kajaków, czyli pływające pomosty. Rzeczywiście bardzo wygodnie się przy nich wysiada. Za mostem znajduje się wodospad z betonowymi łamaczami kry pod wodą - jest on niewidoczny z rzeki. Kajaki przenieśliśmy chodnikiem pod mostem aż za
wodospad. Również po drugiej stronie są pływające pomosty.
Teraz przepływamy pod dwoma wysokimi (21 metrów ponad rzeką) kamienno-ceglanymi wiaduktami kolejowymi z lat 1872–92 z łukowymi przęsłami.

Wpływamy w obręb Lasu Miejskiego. Po drodze przepływamy pod kilkoma kładkami, a także pod rozpiętymi wysoko linami parku linowego.

I niestety rzeka mocno zwalnia, dodatkowo płynięcie utrudnia bogata szata roślinna. Płynie się trochę jak w  betonie.
Rozlewiska zaporowe. Tu woda dosłownie stoi.

Dopływamy do elektrowni Łyna i tamy spiętrzającej wodę. Wcześniej z prawej strony minęliśmy dopływ rzeki Wadąg. Przy przenosce trzeba przybić do lewego brzegu, kajaki przenosimy na odc. około 40 m.
Zejście do wody kamieniste, ale w sumie mało uciążliwe. Tamę i elektrownię „Łyna” wybudowano w 1907 r., maksymalna moc elektrowni 0,7 MW. Różnica poziomu wody około 5 m.
I znów rozlewiska... I znów roślinność na wodzie.

Mijamy most drogowy, za którym rzeka rozlewa się jeszcze bardziej, tworząc kolejne jezioro zaporowe.




..
foto od Pawła

Na brzegu udaje się czasem wypatrzeć jakieś ptactwo.

Kolejna elektrownia - Brąswałd i tama z przepławką dla ryb. Przenoska kajaków możliwa jest właśnie po tej betonowej przepławce (w sumie około 60 m). kajaki wodujemy na lewym brzegu.
Elektrownię „Brąswałd” wybudowano w 1939 r., zainstalowano w niej turbiny „Siemensa” z 1936 r. o mocy 2,2 MW, różnica poziomu wody około 8,5 m.
Po przepłynięciu niewielkiego jeziora Kesing, wkrótce po prawej stronie na wysokości wsi Brąswałd, pojawia się przystań z pomostem - Przystań Brąswałd, ale ponieważ tam kończą tego dnia spływy komercyjne i jest duże zamieszanie po chwili odpoczynku płyniemy dalej.
Wpływamy na jezioro Mosąg. Przed nami widać most na drodze Brąswałd-Barkweda z trójprzęsłowym
jazem regulującym poziom wody w razie awarii elektrowni. Nie wiemy, czy uda nam się przepłynąć, czy też znowu trzeba będzie wysiadać z kajaka, ale na szczęście środkowa zastawka jest podniesiona i z trudem, ale jednak, udaje nam się pod nią przepłynąć.

Za mostem płyniemy krótkim odcinkiem kanału.


Dalej rzeka płynie szeroką doliną, meandrując wśród trzcinowisk. Brzegi tworzą zalesione wzniesienia i na szczęście rzeka trochę przyspiesza, bo tego dnia mieliśmy już lekko mówiąc dosyć stojącej wody. I "bogatej roślinności na wodzie".
Widoczki naprawdę malownicze.






W końcu dopływamy do mostu drogowego w miejscowości Kłódka. Po lewej stronie przed mostem zatrzymujemy się na przystani kajakowej Cerkiewnik. Tu przeczekamy jutrzejszy dzień, jeśli faktycznie prognozy sprawdzą się i będzie ciągły opad deszczu.
Wieczór jest tak spokojny, że trudno uwierzyć w zapowiadaną zmianę pogody.

Rozpaliliśmy zatem ognisko.

Nad ranem uderzające o namiot krople nie pozostawiły złudzeń. Wybraliśmy zacne miejsce na przerwę.

 Jednak czas niewątpliwie się dłużył, najpierw więc Paweł, a potem ja ruszyliśmy do pobliskiej wsi Cerkiewnik.

Wieś zrobiła na mnie dość przygnębiające wrażenie, choć trzeba przyznać, że zabudowa ciekawa. Co z tego, skoro w fazie upadku.

Widok na przystań z mostu, zdjęcie robił Paweł:

 Pod wieczór trochę przestało kapać z nieba, więc wzięliśmy się za rozpalanie ogniska. Poprzedniego dnia schowaliśmy pod wiatę trochę drewna, aby się nie zamoczyło, jednak czy duża wilgoć, czy inne czynniki sprawiły, że ogień nie chciał się palić, mimo wspomagania za pomocą pompki.

 W końcu Paweł poszedł do wsi po drewno. I wreszcie można było zasiąść przy naprawdę przyzwoitym ogniu. Udało się nawet upiec kiełbaski.

Poniedziałek przywitał nas piękną pogodą.





Na prawym brzegu widać młyn w przysiółku Ludwikowo.
Zaraz za miejscowością Knopin przepływamy pod niewielkim mostem. Towarzyszy nam rodzinka łabędzi.
Płyniemy teraz w ładnych zielonych korytarzach. Rzeka ładnie też meandruje.
Po lewej stronie mijamy jaz, za którym znajduje się Mała Łyna. Lewy brzeg Dużej Łyny jest groblą o długości niemal kilometra pozwalającą na utrzymanie właściwego poziomu wody dla elektrowni w Dobrym Mieście.
Wreszcie widzimy wieżę kościoła kolegiackiego w Dobrym Mieście. Po prawej stronie rzeki szukamy odnogi do wpłynięcia na przystań kajakową, skąd możliwe będzie przeniesienie kajaków na drugą stronę elektrowni.


Wpływamy do przystani.
Tu postanawiamy zrobić sobie małą przerwę, najpierw do miasta udaje się Paweł, potem ja.

Bazylika Najświętszego Zbawiciela i Wszystkich Świętych, druga co do wielkości świątynia Warmii. Budowla wzniesiona została pomiędzy 1357 a 1395 r., zakończenie wieży przeciągnęło się jeszcze do początku XVI w. Zachowało się także bogate wyposażenie z XV - XVIII w.



Park przy Małej Łynie.
Baszta Bociania, obronna, fragment fortyfikacji miejskich we wschodniej części Dobrego Miasta. Obiekt powstał w XIV–XV wieku w północno-wschodnim narożniku linii murów. Jest jedynym dobrze zachowanym fragmentem średniowiecznych murów dobromiejskich.
Gniazdo bocianie na szczycie baszty.
Fragmenty murów miejskich.
Na tarczy widoczny herb miasta, czyli jeleń trzymający w pysku gałązkę dębu z dwoma żołędziami, stojący na zielonej trawie.
Wmurowana tablica ku czci Kazimierza Sołłohuba i 675-lecia miasta.
Baszta widziana z mostu nad Łyną.

Ponieważ żadne z nas nie zrobiło zdjęcia z widokiem na jaz, poniższe zdjęcie zamieszczam dzięki uprzejmości kolegi kajakarza Grzegorza Krowickiego. Sama przenoska to około 70 m wzdłuż ogrodzenia elektrowni, zejście też nie jest przyjemne - są co prawda betonowe schody, ale pełno na nich śmieci i potłuczonego szkła, zatem dla dmuchańców to ryzyko przebicia, a ja już nie chciałam łatać kolejnej dziury. Dlatego Paweł spuścił mi kajak na wodę i pomógł zapakować już na wodzie. Sam zrobił tak samo. Przenoska dała nam też w kość z powodu upału.

No ale ruszyliśmy.



Most na drodze krajowej 51

I znana już Baszta Bociania

Ciekawy mural 150-lecia spółdzielczości w Polsce - Społem.
I wielki orędownik spółdzielczości pracy - Stefan Żeromski.
Płyniemy teraz ładnym odcinkiem, po prawej stronie mijamy ładne zalesione urwiska.


Po prawej stronie mijamy przystań kajakową Smolajny, jednak do samej wsi mamy jeszcze trzy kilometry. Ponieważ mamy jeszcze sporo czasu, nie zostajemy tu, lecz płyniemy dalej.

Dopływamy do miejscowości Smolajny, zostawiamy kajaki pod mostem i ruszamy na rekonesans, czyli zobaczyć pałac. Pałac w Smolajnach (pałac letni biskupów warmińskich) (niem. Sommerschloss der Bischöfe von Ermland) został wybudowany w latach 1741 - 1743 w stylu barokowym na zlecenie biskupa Adama Stanisława Grabowskiego, jako letnia rezydencja biskupów warmińskich. Prosty budynek z licznymi zdobieniami wybudował prawdopodobnie ten sam architekt, który wzniósł oficynę na przedzamczu zamku biskupów w Lidzbarku Warmińskim. Ponadto w 1765 Grabowski wzniósł także okazałą barokową wieżę bramną wraz z przylegającym do niej budynkiem (za: Wikipedia).

Wieża bramna
Lata świetności pałacu przypadają jednak na jego następcę - ostatniego biskupa warmińskiego przed rozbiorami oraz poetę Ignacego Krasickiego, który na Warmii panował w latach (1767 – 1795). Krasicki w majątku ukształtował obszerne założenie parkowe, w stylu ogrodów angielskich, które dodatkowo jako hobbysta roślin wzbogacił licznymi egzotycznymi gatunkami roślin i kwiatów.
Krasicki tworzył tutaj i pracował nad swoimi największymi dziełami, np. nad pełniącym w późniejszym czasie funkcję hymnu narodowego, utworem "Święta miłości kochanej Ojczyzny".



Po odwiedzeniu pałacu płyniemy dalej. Naszą uwagę zwraca gigantyczny wprost barszcz Sosnowskiego na lewym brzegu rzeki.
I znów cieszą oczy piękne widoki.

Za Smolajnami dość długo szukaliśmy miejsca na biwak, wreszcie Paweł wypatrzył przyjazną skarpę na prawym brzegu. W dodatku z widokiem na Dębową Górę (poniżej).
Rozbijamy namioty i bierzemy się za kolację.
Warunków do ogniska nie ma, kiełbasę smażymy zatem na "patelni" od Włodka.
Poszło całkiem dobrze.

Czuję, że zaczyna mnie coś rozkładać, a przecież w tym roku już dwa razy dopadało mnie jakieś choróbsko. Zatem nie siedzimy zbyt długo. Nad ranem wyraźnie słyszę węszące koło namiotu niewielkie zwierzę. Wychylam nos i widzę wstający dzień.


Wtorek znów przywitał nas ładną pogodą, na szczęście nie grzało aż tak mocno. Ponadto czekał nas piękny odcinek leśny.
Ten odcinek był zdecydowanie najbardziej według nas atrakcyjny krajobrazowo, jednakże musieliśmy uważać na gałęzie i pnie w nurcie.

Dwa razy musieliśmy wychodzić na zwalone w poprzek drzewa i przeciągać kajaki.


Ale odcinek przepiękny.
foto od Pawła



Most na leśnej drodze.



Cały czas płyniemy zacienionym leśnym odcinkiem.





Most w miejscowości Łaniewo.
I przystań kajakowa we wsi Łaniewo, chwilę zatrzymujemy się tu na odpoczynek.
Podejmuję decyzję, że chcę skończyć spływ w Lidzbarku. Źle się czuję i źle mi się płynie, dalsza walka nie ma sensu.

Przystań zdecydowanie zasługuje na to, żeby się tu kiedyś zatrzymać na nocleg. Dodatkowo takie atrakcje!
Po odpoczynku ruszamy dalej.
Na brzegach witają nas różnej maści krowy.



Piękne wiejskie krajobrazy.
Koryto rzeki zdecydowanie staje się mniej kręte.


Znów pojawiają się zalesiony skarpy.


Tworzą naprawdę malowniczy nadrzeczny krajobraz.



Jesteśmy coraz bliżej Lidzbarka.

 Decydujemy się na nocleg na pierwszej z dwóch przystani w Lidzbarku. Jest ona trochę oddalona od miasta, liczymy zatem na ciszę. Po przypłynięciu jest co prawda trochę ludzi,  ale są to mieszkańcy, którzy wraz z końcem dnia opuszczają przystań.

I oczywiście foto na zakończenie.


Paweł idzie do centrum, aby złapać busa do Olsztyna, jak się okazuje - nie bez problemów, bo nie po raz pierwszy w Polsce okazuje się, że rozkład jazdy a praktyka to dwie odmienne sprawy. W końcu jednak udaje mu się i przyjeżdża z powrotem już własnym autem ok. godziny 22.

I tak oto zakończyliśmy spływ po upłynięciu 85 km Łyną. Szkoda, że nie udaje się zrealizować pierwotnego planu, tj. dopłynięcia do Sępopola. Ale może w tej sytuacji trzeba pomyśleć nad powrotem tutaj. 

W środę rano postanowiliśmy jeszcze zerknąć na centrum miasta. A było na co popatrzeć. Najważniejszy zabytek to oczywiście Zamek Biskupów Warmińskich - jeden z najcenniejszych zabytków w Polsce. Jest najlepiej zachowaną budowlą na ziemiach byłego państwa zakonnego, choć nigdy bezpośrednio nie znalazł się we władaniu Krzyżaków. Bryłę zamku w narożu północno-wschodnim zdobi wieża wysoka – stołp, a w pozostałych narożach wieżyczki na konsolach. Na zamku przebywały znamienite osoby: Mikołaj Kopernik, papież Pius II, Jan Dantyszek, Ignacy Krasicki, Stanisław Hozjusz, Marcin Kromer, Jan Olbracht Waza, Adam Stanisław Grabowski, Karol XIII, Napoleon Bonaparte i wielu innych (za: Wikipedią).

Odbywają się tu Lidzbarskie wieczory humoru i satyry.





Poniżej Przedbramie Bramy Wysokiej - jeden z zachowanych elementów murów obronnych Lidzbarka. Jest to przedbramie przed nieistniejącą Wysoką Bramą, poprzedzone niegdyś barbakanem (usuniętym w r. 1868). Jest to najbardziej monumentalny zabytek tego typu na Warmii; przypomina Bramę Holsztyńską w Lubece. Ta gotycka budowla powstała w latach 1466-1478 r. Górną część przemurowano około 1850 roku. Jest czteropiętrowa, a po dwóch bokach ma dwie półokrągłe baszty, połączone ze sobą głównym korpusem bramowym. W środkowej części bramy znajduje się ostrołukowy przejazd (za: Wikipedia).


Zamek biskupów warmińskich

Widok na Łynę

W drodze powrotnej oczom naszym okazują się przepiękne słonecznikowe pola.
Trochę jakby na osłodę.


 Jedziemy przez Siedlce, aby odwiedzić Dzidkę i Włodka - szkoda, że nie udało nam się zrealizować wakacyjnego planu, ale jak mówią - co komu pisane, to go nie minie. Liczę na to, że wszyscy spłyniemy jeszcze razem Gauję.

Korzystałam z opisów przewodnika po Łynie (Marian Jurak/Fundacja „Wspieranie i Promocja Przedsiębiorczości na Warmii i Mazurach”), przewodnik ten szczegółowo opisuje szlak Łyny.

Pawłowi dziękuję za wspólną tułaczkę, podwózkę i wyrozumiałość.

3 komentarze:

  1. Ale świetna przygoda!!!
    Oj marzy mi się Łyna, marzy - ale na razie inne plany

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to się stało, że przegapiłam ten wpis? A tu i moi ulubieńcy i cudne słoneczniki, że nie wspomnę o reszcie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawca zmiany planów pozdrawia "Łyniarzy" :)

    OdpowiedzUsuń