2 paź 2017

Przywitanie jesieni na Bzurze

Data: 29 września - 1 października 2017
Trasa: Bednary - Witkowice
Rzeka: Bzura
Długość trasy: 41 km

Do ostatniej niemal chwili nie byłam pewna, czy będę mogła pojechać. Jednak decyzja zapadła na tak i swoją podróż nad Bzurę rozpoczęłam już o 11 rano w piątek. Autobusową komunikacją zastępczą (remont torów) doturlałam się najpierw do Dęblina, a potem przesiadka w pociąg do Radomia. Tam już czekał na mnie Sikor i ruszyliśmy na miejsce startu koło Sochaczewa. Po drodze trochę stania w korkach nie zepsuło humorów i o 17 spotkaliśmy się z Rybą, potem dojeżdżali kolejni uczestnicy i wreszcie na brzegu Bzury nastąpiło spotkanie z całą ekipą. Na miejsce biwaku trzeba było jeszcze dopłynąć 600 metrów - krótka podróż na łódce Marshalla dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń... Ognisko integracyjne trwało do późnych godzin nocnych.
Fot. od Łysego

Następnego dnia na skutek śpiewania na zimnie nie wszyscy czuli potrzebę zbyt wczesnej pobudki, zatem śniadanie, pakowanie i szykowanie się do drogi zajęło trochę czasu. Jednak nie był to czas zmarnowany. Można było delektować się ciepłymi promieniami słońca i pogadać.

W końcu ruszyliśmy. Ja w kanu razem z Glynu. Namówił mnie na ten wyczyn Marshall, którego początkowo chciałam przekląć, ale odwołuję - fajnie się pływa metr nad wodą ;) Byłam pewna, że nie podołam, ale wciąż zaskakuje mnie moja odporność na szaleństwa. Na dzień dobry na drzewie przywitały nad kormorany, ale nie zdążyłam wyciągnąć aparatu.

Na początku wcale nie czułam się pewnie, choć kanu ma ogromną zaletę - nie boli kręgosłup, co w kajaku zdarza się nieraz już po pierwszej godzinie pływania. Nie mogłam się za pierona przyzwyczaić do bujania. Ale skoro dałam radę robić nieporuszone zdjęcia, to chyba nie było tak źle.
To my. Foto od Łysego.

Teraz o rzece. Jest piękna. Nie, to za mało napisane. Jest przecholernie piękna.

Smaczku dodawała pani jesień, która w tej części Polski waliła kolorami na całego.


Cały czas byłam pod wrażeniem tego, jak steruje Glynu.

Często wymienialiśmy uwagi na temat Bzury - naprawdę pokazała się od najlepszej strony. Również pogoda była dla nas łaskawa. Po ostatnich dwóch tygodniach deszczu słońce było wręcz niezwykłym zjawiskiem.

Myślę, że to właściwy znak na wodzie.

To my z Glynu obok znaku. Foto od Łysego.

 A to właśnie Łysy.

Aga i Jurek.

Często mijały nas czaple, ale tym razem już nie "polowałam", po prostu patrzyłam.
 

Po ok. 15 kilometrach wypatrzyliśmy piaszczystą plażę i tam zrobiliśmy postój. Był czas na drugie śniadanie.

Niestety w tym miejscu musieliśmy pożegnać Wilka, który jeszcze tego wieczoru musiał wracać do domu.

Okazało się, że do biwaku zostało już niewiele dystansu. W sumie tego dnia wyszło ok. 18,5 km. Zlądowaliśmy w fajnym miejscu zaproponowanym przez Orzecha.

Rozbijamy namioty.

Ja ruszam na sesję w zachodzącym słońcu. W powietrzu lata babie lato, choć to już ostatni dzień września. W krzakach czają się pająki. A poza tym to jest zawaliście ładnie.


Czołg serwuje na kolację chińszczyznę, wzmocnioną cebulą i przyprawami z zapasów własnych.

Przy ognisku kiełba i napoje rozgrzewające. To naprawdę niezwykłe, że udaje się zebrać w krótkim czasie taką ekipę. Fot. Sikor:

Rano pobudka trochę wcześniej niż w sobotę. Mamy 1 października, jest chłodno. Powoli wszyscy się zbierają.

Robimy pamiątkowe zdjęcie.

I ruszamy. Mamy kończyć za Sochaczewem, a przynajmniej taki był plan. Zakapior:

Koniec końców zostaje zarządzony dystans znacznie większy. Mój plan powrotu pociągiem z Radomia o 16.40 legł w gruzach. Muszę na szybko opracować logistykę.

Cały czas towarzyszy nam słońce. Płyniemy pierwsi razem z Agą i Jurkiem oraz Łysym na Solarze.

Jesień widać za każdym zakrętem.

Rzeka nieprzerwanie robi wrażenie.

Ekipa na wodzie rozciąga się podobnie jak wczoraj.

W tym miejscu robimy postój, bo raz, że wygląda zachęcająco, dwa, że powoli zaczyna doskwierać głód.

 Widać, ile przybyło wody.

Powoli pojawiają się kolejne załogi, ale że zrobili postój nieco wcześniej, więc się nie zatrzymują i już jedną grupą płyniemy dalej. Zbliżamy się do końca spływu.


 Foto od Łysego:

 Kończymy. Most na Bzurze. Dzisiejszy dystans to 22 km.

Kierowcy jadą po samochody, reszta kończy zapasy żywnościowe.

Ja wracam z Sikorem do Radomia, skąd ma mnie odebrać Ignac. W domu melduję się o 21. Pies oszalał ze szczęścia.
Dzięki wszystkim za spotkanie, pływanie, siedzenie przy ognisku. Osobne podziękowania dla Orzecha i Ryby za ogarnięcie tematu organizacyjne i logistyczne.
I jeszcze nasza trasa:

Wszystkie zdjęcia tutaj: ZDJĘCIA Z BZURY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz